Szczątki statku leżą na dnie Bałtyku około 60 mil morskich na północ od Rozewia. Wstępnie zlokalizowali go rybacy, których sieci co jakiś czas zahaczają o elementy wraku. Przed kilkoma laty rybakom udało się nawet wyłowić przypadkiem parę przedmiotów z wraku. - Była wśród nich książka, której kartki po wydobyciu, niestety, rozpłynęły się w wodzie, ocalała jednak okładka. Właśnie z powodu tego zdarzenia statek nazwano "Książkowcem" - powiedziała Iwona Pomian z gdańskiego Centralnego Muzeum Morskiego (CMM), które wraz z MW organizuje ekspedycję. Jak powiedziała Pomian, w tej chwili niewiele można powiedzieć o samym statku. Nie wiadomo nawet, czy był to okręt czy statek handlowy. - Przypuszczamy, że może on pochodzić z XVII wieku, ale są to tylko domniemania oparte na wieku talerzy, które wyłowiono z wraku - wyjaśniła. ORP Lech z nurkami oraz pracownikami CMM na pokładzie wypłynie z portu w Gdyni w poniedziałek rano. Będzie to pierwsza ekspedycja, której celem jest przeszukanie "Książkowca". Jak poinformował oficer prasowy 3. Flotylli Okrętów, Piotr Wojtas, po dotarciu na miejsce, w którym leży wrak, i dokładnym zlokalizowaniu go, rejon prac zostanie zbadany za pomocą sonaru i zdalnie sterowanego pojazdu podwodnego. - Dopiero gdy będziemy mieli pełny obraz sytuacji podwodnej w bezpośrednim sąsiedztwie i na samym wraku, na obiekt zejdą nurkowie - wyjaśnił Wojtas. Badania będą bardzo żmudne. Wrak "Książkowca" leży bowiem na głębokości około 80 metrów. Na takiej głębokości nurek może przebywać tylko 40 minut. Po upływie tego czasu, pracujący parami nurkowie, muszą przejść trwającą ok. sześciu godzin dekompresję. Dopiero dobę po jej ukończeniu mogą ponownie zejść pod wodę.