Materiał filmowy reportera Krzysztofa Wójcika został wyemitowany w TV Puls 2 lipca. Oto opis z taśmy tego filmu. Rodzina 25-letniego pacjenta 2 lipca zawiadomiła prokuraturę (Zbigniew Sulewski z-ca prok w Starogardzie Gd.) o makabrycznym pobiciu ich syna przez pracowników szpitala psychiatrycznego w Starogardzie Gd. Po dwóch miesiącach walki o życie, Grzegorza W. cudem uratowali lekarze innego szpitala. Młody mężczyzna po trzydniowym pobycie w szpitalu psychiatrycznym miał krwiaki i rany po biciu na głowie, rękach, nogach i klatce piersiowej. Grzegorz, gdy odzyskał przytomność przyznał, że został pobity w szpitalu. Na obrazie pokazano jak wyglądał 25-letni Grzegorz po trzydniowym pobycie w szpitalu psychiatrycznym w Starogardzie Gd. Trafił tam w marcu, bo sąd nakazał leczenie przeciwalkoholowe. Po zaledwie kilkunastu godzinach lekarze wezwali karetkę i zdecydowali o wywiezieniu pacjenta do pobliskiego szpitala św. Jana, bo - według dokumentacji - podejrzewali padaczkę. Kilka godzin później było jeszcze gorzej. Małgorzata Klin, zastępca ordynatora OIT szpitala św. Jana w Starogardzie Gd.: Był już w stanie krytycznym. W ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej. Ostrej niewydolności nerek. Ten stan się pogarszał. Kiedy ojciec Grzegorza - Tadeusz Walczak zobaczył syna, to pierwsze co mu przyszło głowy, to pobicie. Podejrzewał pracowników szpitala i policję, bo to ona dowoziła syna na przymusowe leczenie do Starogardu Gd. Jednak jedyny świadek milczał. Leżał nieprzytomny i podłączony do respiratora przez dwa miesiące. W końcu się ocknął. Lekarze ze szpitala św. Jana, którzy ratowali Grzegorza początkowo nie wiedzieli, co się stało młodemu mężczyźnie. Dokumentacja nie mówiła o obrażeniach po pobiciu. Dopiero kolejne badania zaczęły odkrywać okrutną prawdę. Małgorzata Klin, zastępca ordynatora intensywnej terapii szpitala św. Jana w Starogardzie Gd.: Musiał zostać pobity. Powiem, bardzo mocno, rozlegle. Miał ślady pobicia na udach i pośladkach i okolicy klatki piersiowej. Grzegorz nie chciał nam powiedzieć o tym, co przeżył. Lekarze uważają jednak, że wyjdzie z traumy i zacznie mówić. To nie wszystko, boi się obcych ludzi. Panicznie obawia się też sanitariuszy i na specjalne zabiegi do Gdyni jeżdżą z nim tylko pielęgniarki. Dyrektor szpitala psychiatrycznego nie wierzy, że jego podwładni mogli zmasakrować pacjenta, choć przyznaje że czasami muszą użyć siły. Krzysztof Kołcz, zastępca dyrektora szpitala w Starogardzie Gd.: Wydaje mi się mało prawdopodobne i absurdalne, by nasz pacjent mógł zostać tak brutalnie pobity. Choć dyrektor bronił swoich pracowników, to nie potrafił powiedzieć, gdzie Grzegorz doznał prawie że śmiertelnych obrażeń po pobiciu. Zwłaszcza, że w karcie przyjęcia do szpitala psychiatrycznego wskazywano jego stan, jako dobry... Przekazał: Ryszard Hurka Kierownik Produkcji TV Puls