- Motor jest dla mnie tym, czym wielbłąd dla Araba - powiedział Kubie Gajkowskiemu z "Gazety Kociewskiej" Dawid Cz., właściciel ścigacza BMW K 1300S. Kuba Gajkowski: Rozumiem, że jeździ pan na bardzo szybkim, sportowym motorze? Dawid Cz.: Moje BMW posiada 250 KM, więc jeśli chodzi o osiąganą przeze mnie prędkość, to na pewno mówimy o motorze sportowym. Z wyglądu to bardzo łagodny i przyjazny motorek... Z jaką maksymalną prędkością pan jechał? - Jakieś 280 km/godz. Nie boi się pan takiej szybkiej jazdy? - Jestem świadomy osiąganych przeze mnie prędkości, ale gdybym tego nie lubił, kupiłbym sobie samochód osobowy, albo rower. Przecież na autostradzie można jechać maksymalnie 130 km/godz. Pan przekroczył tę prędkość o 150 km - 280 km/godz. jechałem na drodze krajowej nr 22 w miejscowości Miradowo. Na drogach szybkiego ruchu pędzę niekiedy trochę więcej. A dostaje pan często mandaty za przekroczenie prędkości? - Zdarza się, że policjant zdąży zareagować i wtedy moja jazda kończy się na wysokim mandacie i punktach karnych. Kiedyś dostałem 500 zł i 12 pkt. W terenie zabudowanym jechałem 150 km/godz. i wyprzedzałem na pasach dla pieszych. Kiedy dostał pan pierwszy mandat? - W wieku 15 lat. Jechałem sportowym motorem ojca, ale nie posiadałem jeszcze prawa jazdy kat. A. Czyli miłości do sportowych motorów nauczył pana ojciec? - Tak. Wszystko zaczęło się gdy miałem 6 lat i pojechałem z tatą na zawody do Borska. Już wtedy wiedziałem, że chcę być najlepszy i najszybszy na świecie. Ponadto tata był posiadaczem sportowego motoru, na którym często mnie woził. Jaki był pana pierwszy motor? - Na Pierwszą Komunię dostałem od ojca chrzestnego motorynkę, na której uczyłem się jeździć. Miałem ją 3 lata, po czym dostałem Simsona. A nie boi się pan śmiertelnego wypadku? - Jeszcze nigdy nie miałem wypadku motocyklowego, a jeżdżę od 20 lat. Oczywiście, że boję się śmierci i utraty bliskich, ale szybka jazda na motorze sprawia, że moja dusza jest pozbawiona zmartwień, a życie codzienne stresu. To nie lepiej pójść sobie z córką na spacer, albo na basen? - Pan tego raczej nigdy nie zrozumie, bo jazda na motorze sportowym jest panu obca. Aby to zrozumieć, trzeba w tym tkwić. Ma ktoś na pana wpływ? - Oczywiście. Rodzice i narzeczona. Oni mają wpływ na moje życie osobiste, ale nie mają prawa zmieniać moich pasji i rzeczy, które kocham. Czym jest dla pana sportowe BMW K 1300S? - Motor jest dla mnie tym samym co wielbłąd dla Araba. To moja druga dziewczyna i rzecz, dzięki której wiem, że żyję pełnią życia. Czy mając tak ekstremalne hobby ma pan jakieś plany na przyszłość? - Chciałbym jeździć ścigaczem bez kolizji. Ponadto planuję kupić córeczce skutera na Komunię. Kto wie, może i ona odziedziczy w genach talent po swoim dziadku i tatusiu... Zdarza się, że nazywają pana "dawcą organów"? - Tak. Jeśli są to moi znajomi, milczę i zwykle nie reaguję. Jeśli taka sytuacja ma miejsce na drodze, to staję obok samochodu, z którego padają takie słowa, zerkam na uszczypliwego gościa i z piskiem opon pokazuję mu jego miejsce w szeregu! Rozmawiał: Kuba Gajkowski