- Dziękuję bardzo. Jesteśmy najlepsi - powiedział prawie bezbłędnie po polsku serbski kapitan Prokomu Trefl Sopot Milan Gurović do kibiców. W czwartkowy wieczór koszykarze świętowali w klubie Pick&Roll piąty z rzędu tytuł mistrzów Polski. Wygrali niezwykły pojedynek na ciosy z PGE Turowem Zgorzelec. Dosłownie i w przenośni. Nerwus Milan Gurović zabłysnął w ostatnim, decydującym meczu, rzucając w Zgorzelcu 36 punktów. To prawie połowa punktów sopocian, którzy wygrali 76:70. Serb otrzymałby pewnie nagrodę dla najbardziej wartościowego gracza - MVP finału, ale wcześniej dał upust nerwowej atmosferze, nokautując Thomasa Kelatiego. Taki obrót sprawy zadecydował o tym, że to Filip Dylewicz odebrał nagrodę. Pochodzący z Bydgoszczy, ale od wielu lat grający dla Prokomu Trefl koszykarz wpisał się grubymi literami w historię niesamowitego wyścigu po tegoroczny tytuł. Wcześniej na łamach "Echa Miasta" deklarował, że wraz z kolegami zdobędzie Puchar Polski i mistrzostwo kraju. Słowa dotrzymał. - Dziękuję, że byliście z nami w tych dobrych i w tych złych chwilach - powiedział kibicom popularny "Dylu". - Ten zespół istnieje dla was. Podczas czwartkowej fety nie tylko Gurović, ale i Mustafa Shakur odrobił pracę domową z języka polskiego. Amerykanin poderwał kibiców, intonując modną ostatnio w Sopocie przyśpiewkę: "Wszyscy kibice Prokomu Trefla". - Byłem kiedyś, bardzo dawno temu, częścią zespołu, który miał perspektywy. Teraz jestem częścią zespołu, który wygrywa mistrzostwo raz za razem - dodał uradowany Igor Milicić, rozgrywający Prokomu Trefl, który od kilku lat mieszka w Sopocie. Największe gwiazdy zespołu miały podczas fety ręce pełne roboty. W długich kolejkach po autografy ustawiali się kibice do Gurovicia, Shakura, Dylewicza i Pape Sowa. Jak zwykle nieco na uboczu stał jeden z najsolidniejszych koszykarzy - Tomas Masiulis. - Zawsze po zdobyciu mistrzostwa ludzie mnie pytają, czy to już rutyna - powiedział nam Litwin. - Każdy tytuł jest dla mnie ważny. Każdy było niezwykle ciężko wywalczyć. Nie wiem, jaka będzie moja przyszłość. Skończył mi się kontrakt i jestem wolny. Teraz chcę odpocząć. Na urlop wybieram się do domu, bo dawno w nim nie byłem. Bardzo enigmatyczny, jeśli chodzi o przyszłość, był również trener Tomas Pacesas. Popularny "Szeryf" powiedział, że wszelkie pytania dotyczące nadchodzącego sezonu może rozwiać tylko właściciel klubu - Ryszard Krauze. A jak sam ocenia swoją pracę w trenerskim debiucie? Nie zna jutra - Ja nie mogę siebie oceniać - mówił Pacesas. - Niech zrobią to kibice i dziennikarze. Czuję się dosyć dobrze. Powalczyliśmy w końcówce Euroligi, zdobyliśmy Puchar Polski i mistrzostwo Polski. Czego więcej chcieć? Wygraliśmy to, co dało się wygrać. Ja jeszcze nie wiem, czy będę nadal trenerem. To, że mamy jakieś wyniki, nie musi oznaczać, że zostanę. Jeszcze cieszę się ze zwycięstwa z Turowem i najbardziej potrzeba mi nieco wyluzowania. Jeśli mamy więc ocenić pracę trenera, to mówiąc szczerze, nie wspiął się on jeszcze na wyżyny umiejętności. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że miał do dyspozycji samych profesjonalistów. Opór Prokomowi stawić zdołał jedynie Turów. Wiele do poprawy zostaje w sferze rozgrywek europejskich. Co prawda sopocianie nie trafili w zakończonym sezonie do łatwej grupy, ale ze zwiększonym budżetem oczekiwania były większe. Rafał Rusiecki rafal.rusiecki@echomiasta.pl To już piąte mistrzostwo Polski Z mniejszym budżetem Kazimierz Wierzbicki, prezes Prokomu Trefl, zapewnia, że będzie oglądał każdą złotówkę z dwóch stron. - Robiliśmy w tym sezonie błędy i musimy ich unikać. W następnym Prokom będzie dobrą drużyną i będzie walczył o medal mistrzostw Polski. Nasza sytuacja finansowa nie będzie zła. Trzeba będzie po prostu oszczędzać pieniądze. Sądzę, że za mniej także można zbudować silny zespół. Musimy szukać zawodników perspektywicznych, młodych, którzy się rozwijają. W przyszłości chcemy opierać zespół na naszych graczach. Co do Euroligii, to ważne będzie losowanie. Przy odrobinie szczęścia uda nam się wtedy awansować do czołowej szesnastki w Europie.