Ulica Długa i Długi Targ, ulubiony deptak gdańszczan i turystów, w niedzielę w niewielkim stopniu przypominał o trwającej tu wciąż wielkiej imprezie - Euro 2012. Z ulic, jak za dotknięciem różdżki, zniknęli zieloni kibice irlandzcy, a wciąż obecni Hiszpanie zamienili czerwone koszulki na "cywilne" stroje turystów. W centrum Gdańska iberyjskim kibicom liczebnie dorównywali hiszpańscy policjanci, którzy patrolowali ulice wspólnie z polskimi funkcjonariuszami. Pamiątką po hiszpańskiej fieście, jaką oglądały jeszcze niedawno trójmiejskie ulice, są już tylko tabliczki na fontannie Neptuna, uprzedzające w języku Cervantesa, że to zabytek, na który nie należy się wspinać. Władze miasta szykują się na przyjazd Chorwatów w związku z poniedziałkowym pojedynkiem ich drużyny z rezydującą wciąż na Wybrzeżu reprezentacją Hiszpanii. Jak obliczono, na poniedziałkowy mecz kupili oni sześć tysięcy biletów w oficjalnej dystrybucji UEFA, a także sporo dodatkowych na rynku wtórnym. W niedzielę wyglądało jednak na to, że do Trójmiasta dotarło więcej biletów niż samych Chorwatów. Na Długim Targu od wczesnego rana uwijali się handlarze, ale nowością w stosunku do ostatnich dni było to, że oprócz sfatygowanych kartek "Need tickets" (ang. poszukuję biletów), niemal każdy ściskał w ręku spory plik kartonowych wejściówek. - Potrzebujesz bilety? Dwie sztuki, kategoria 3 - nie ma problemu - proponuje łamaną angielszczyzną jeden ze śniadych handlarzy. Cenę wywoławczą - 180 euro, czyli trzykrotność oficjalnej stawki - demonstruje na wyświetlaczu smartfona. Niezbyt liczne grupy chorwackich fanów, odzianych w ciuchy zdobione biało-czerwoną szachownicą, zajmowały głównie miejsca w ogródkach restauracyjnych. W przeciwieństwie do ekspresyjnych południowców czy hałaśliwych Irlandczyków, Chorwaci niemal w milczeniu i z powagą delektowali się polską kuchnią, a jedynym swobodniejszym akcentem była chóralnie wykonana w ogródku restauracji, tęskna pieśń do wtóru akordeonu. - Ci Irlandczycy, nie powiem, całkiem fajni byli, choć darli się i pili niemiłosiernie. Ale ci Chorwaci, to już, panie, od razu widać, że inna kultura. Tacy trochę, jak z lepszego świata - oceniła pani Maria, która z uwagą śledziła w niedzielę życie Głównego Miasta z okna swego mieszkania, w jednej z uliczek odchodzących od Długiego Targu. Ostatni napotkani kibice z Zielonej Wyspy szykowali się już w niedzielę do powrotu do domów. - Pamiątki już mam, walizka spakowana i pora wracać do szarej rzeczywistości. Było nieźle, gdyby tak jeszcze naszym chłopakom lepiej gra poszła, ale cóż - tak bywa - mówił Josh z Cork, który wracał do swojego hostelu, ściskając pod pachą cztery plastikowe hełmy rycerskie dla siostrzeńców. Biało-czerwone szachownice rodem z Dalmacji zastąpiły nieobecne już niemal na gdańskich ulicach barwy polskiej reprezentacji. Ostatnimi osobami, przystrojonymi w atrybuty nadwiślańskich kibiców, byli w niedzielę głównie naganiacze staromiejskich restauracji. Do walki o wsparcie Chorwatów ruszyli w przeddzień meczu zwolennicy TV Trwam. Liczni młodzi ludzie zaczepiali po angielsku wszystkie osoby, wyglądające na cudzoziemców, by wręczać zredagowany w tym języku apel "Do Europy" o działania wobec "polskiego rządu łamiącego prawa obywatelskie". W ulotkach porównano sytuację w Polsce do łamania praw człowieka na Ukrainie i Białorusi, a także podkreślano, że krzywda spotyka naród, który "przelał tak wiele krwi w obronie europejskiej wolności". Akcja nie wzbudzała entuzjazmu spacerujących Polaków i często można było usłyszeć komentarze "Co za wstyd!". W oficjalnych kanałach dystrybucji na mecz Hiszpania-Chorwacja bilety zakupiło 6 tysięcy Chorwatów, blisko 5 tysięcy Hiszpanów i ponad 10 tysięcy Polaków oraz mniejsze grupy innych narodowości. Spotkanie rozpocznie się w poniedziałek, o godz. 20.45 na stadionie Gdańsk Arena.