Natoniewski - mieszkaniec Lublewa (Pomorskie) - chce miliona złotych od Niemiec za to, że w czasie wojny był ofiarą pacyfikacji wsi przez hitlerowców. Nie rozpatrując samej treści pozwu Sąd Okręgowy w Gdańsku orzekł dwa tygodnie temu, że sprawa Natoniewskiego z powodów formalnych nie może się odbyć przed polskim sądem. Jak wyjaśnił w czwartek rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku Rafał Terlecki, powołano się w tej sprawie na wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS) z lutego 2007 r., dotyczący skargi obywateli Grecji o odszkodowanie od Niemiec za krzywdy wojenne. - Sąd uznał, że według jurysdykcji wspólnotowej wniesiony pozew ma charakter publiczny, a nie cywilny, ponieważ w myśl m.in. konwencji brukselskiej państwa członkowskie Unii Europejskiej i jej instytucje nie mogą być pozywane przez organ sądowy innego państwa - dodał Terlecki. Zdaniem jednego z pełnomocników powoda Jerzego Lipskiego, decyzja Sądu Okręgowego w Gdańsku jest niesłuszna. "Ta sprawa, wbrew temu, co twierdzi sąd, ma charakter cywilny. Poza tym Polska nie podpisała żadnej międzynarodowej umowy, która mówiłaby o zakazie roszczeń dotyczących aktów wojny" - powiedział w czwartek. Sprawa dotyczy wydarzeń z 2 lutego 1944 r. Wieś Szczecyn na Lubelszczyźnie, gdzie mieszkał Natoniewski, otoczyła - z zamiarem pacyfikacji - niemiecka żandarmeria. Miała to być kara za pomoc mieszkańców miejscowości dla partyzantów. Niemcy podpalili domy i budynki we wsi. Użyli też broni. Podczas masakry zginęło ponad 360 osób. 6-letni wówczas Natoniewski ledwo uszedł z życiem. Uległ ciężkim poparzeniom, m.in. twarzy.