Politycy PiS - Anna Fotyga, Andrzej Jaworski i Maciej Łopiński - twierdzą, że działanie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza to zakazane przez prawo propagowanie idei komunistycznych. Ponad tydzień temu powiadomili w tej sprawie Prokuraturę Generalną. PG zdecydowała o przekazaniu zawiadomienia posłów PiS prokuratorowi apelacyjnemu w Gdańsku w celu "wyznaczenia jednostki organizacyjnej prokuratury do nadania mu biegu procesowego". Rzecznik prasowy PA w Gdańsku Krzysztof Trynka powiedział we wtorek, że decyzja ws. wyznaczenia prokuratury, która rozpatrzy doniesienie posłów, zostanie podjęta niezwłocznie. Wyjaśnił, że w tym przypadku wybrana prokuratura w ciągu 30 dni może rozpocząć śledztwo lub odmówić jego wszczęcia. - Cieszę się, że nasze pismo nie trafiło od razu do kosza, dlatego, że jest to sprawa ważna nie tylko dla stoczniowców. Od wielu lat przychodzą pod tę bramę różne osoby, są tam składane kwiaty. Jest to miejsce, które ma swoją symbolikę. Ci wszyscy, którzy tam się gromadzą cieszą się, że właśnie nie ma tam już Lenina. Największym absurdem byłoby, gdyby nagle z powodu widzimisię prezydenta Gdańska za pieniądze publiczne ponownie trafił tam relikt epoki, która już minęła - powiedział Jaworski. Sprawa ważna nie tylko dla stoczniowców Rzecznik prasowy prezydenta Gdańska Antoni Pawlak ocenił w rozmowie z PAP, że Prokuratura Generalna nie miała innego wyboru i musiała skierować zawiadomienie polityków PiS do analizy innej jednostce. "Mam nadzieję, że prokuratura, która ostatecznie będzie to rozpatrywać, wykaże się większym rozsądkiem niż posłowie" - dodał. Genezę pomysłu rekonstrukcji wyglądu bramy stoczniowej Paweł Adamowicz tłumaczy na swoim blogu. Adamowicz tłumaczy się na blogu "Przede wszystkim to symbol. To uzmysłowienie nam wszystkim, a szczególnie ludziom urodzonym po upadku komuny, jakim gigantycznym chichotem historii był ten wielki strajk, wielki zryw stoczniowy. Pokazanie, że upadek zbrodniczej ideologii stworzonej przez właśnie Włodzimierza Lenina zaczął się w zakładzie jego imienia. Bo to Lenin stworzył realny komunizm, a pracownicy Stoczni Gdańskiej imienia Lenina ten komunizm obalili" - napisał prezydent Gdańska. Brama nr 2 Stoczni Gdańskiej ma być zrekonstruowana do połowy maja. Wykonana zostanie kopia samej bramy wjazdowej, odtworzone mają też zostać metalowy Order Sztandaru Pracy oraz drugi człon napisu "Stocznia Gdańska im. Lenina" (dziś nad bramą widnieje metalowy napis "Stocznia Gdańska S.A."). Brama zostanie pomalowana szarą farbą, bo taki właśnie kolor miała konstrukcja z 1980 roku (dzisiejsza brama jest ciemnoniebieska). Po jej wewnętrznej stronie widocznej dla wychodzących ma się też znaleźć widniejący na niej przed z górą 30 laty napis: "Dziękujemy za dobrą pracę". Rekonstrukcja bramy ma kosztować 68 tys. zł Odtworzeniem bramy zajmie się gdańska firma Drogomet. Ma to kosztować prawie 68 tys. zł. Inspiracją do wykonania tych prac były badania przeprowadzone przez gdańską artystkę Dorotę Nieznalską. W ubiegłym roku, przygotowując jeden ze swoich projektów artystycznych, zbadała ona losy historycznej bramy wiodącej do stoczni. Okazało się, że brama, przez którą dziś wchodzi się na teren dawnej stoczni, nie jest tą samą bramą, którą znamy ze zdjęć ze strajków z sierpnia 1980 roku. Dalsze badania wykazały, że pierwotna konstrukcja została zniszczona przez czołg w grudniu 1981 roku, jej pozostałości zdemontowano (nie udało się ustalić, co się z nimi stało), a na jej miejsce zbudowano bramę, która przetrwała do dziś. Ponieważ Brama nr 2 Stoczni Gdańskiej, wraz z sąsiadującym z nią Placem Solidarności, gdzie stoi Pomnik Poległych Stoczniowców, oraz salą BHP wpisane są do rejestru zabytków, stanowisko w tej sprawie musieli zająć m.in. wojewódzki i miejski konserwatorzy zabytków. Obaj byli za odtworzeniem bramy w dawnym kształcie.