91-letni Bernard Barcz, który na stałe mieszka w Gdańsku, zaginął 14 sierpnia. Wyszedł z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Prabutach (Pomorskie), nie kontaktował się też z rodziną. Staruszek ma zaniki pamięci. W poniedziałek rano pracownik szpitala zauważył go leżącego na trawie w parku przy szpitalu. - Jest osłabiony, wycieńczony, ale, jak mówią lekarze, jego ogólny stan jest dobry. Nie ma obrażeń, które mogłyby wskazywać, że uległ jakiemuś wypadkowi, czy został zaatakowany - informuje Robert Czekajski, komendant Komisariatu Policji w Prabutach. - Na razie nie rozmawialiśmy z nim, bo zajmują się nim medycy. Gdy pozwolą na przesłuchanie, na pewno zapytamy go, co działo się z nim przez 11 dni. Nie jesteśmy jednak pewni, czy będzie cokolwiek pamiętał - cierpi na chorobę Alzhemiera, zresztą i podeszły wiek robi swoje. To niemożliwe, aby przez ten czas 91-letni człowiek leżał w parku, bez jedzenia i picia. Policja podejrzewa, że przebywał w jakimś domu, albo, że ktoś się nim zaopiekował. Ma to wyjaśnić rozmowa z mężczyzną. Autor: ad