- Nie było wiadomo, co się dzieje. Nic się nie paliło, nie było dymu, a nagle wszyscy zaczęli mdleć. Zachowaliśmy zimną krew, wiedząc, że musimy komuś pomóc - powiedziała reporterowi jedna z pracownic zakładu, która już wyszła ze szpitala. Teraz marzę o tym, żeby położyć do łóżka i zapomnieć o tym, co było - dodała. W sprawie wszczęto śledztwo. Inspekcja pracy prowadzi kontrolę Firma, w której doszło do zatrucia, do odwołania wstrzymała produkcję. W sprawie wszczęto już śledztwo. Przyczyny zdarzenia będą teraz wyjaśniać policja i prokuratura. Trzeba wyjaśnić, czy zawinił człowiek, czy maszyna - powiedziała Bożena Schab z policji w Kwidzynie. Śledczy mają też sprawdzić między innymi sprawność zakładowej wentylacji. Biegły określi, czy system w ogóle działał i czy był używany w prawidłowy sposób. Kontrolę w zakładzie wszczęła także inspekcja pracy. Kontrolerzy sprawdzą między innymi, czy nie zostały złamane normy i przepisy BHP. Do szpitala trafiło 68 pracowników Przypomnijmy, że w nocy do pomorskich szpitali trafiło 68 pracowników przetwórstwa warzywno-owocowego w Kwidzynie. Wszyscy w czasie pracy zatruli się czadem. Trujący gaz, który ulatniał się przez dłuższy czas, pochodził prawdopodobnie z wózków widłowych. Trzy osoby w najcięższym stanie zostały przewiezione do Gdyni na leczenie w komorze hiperbarycznej.