Wbrew pozorom Norwegia, tak nieodległa od Polski, jest dla nas ciągle krajem do odkrycia. Surowy klimat, niesamowite krajobrazy, Wikingowie..., wysoka stopa życia - to pierwsze skojarzenia związane z tym krajem. Siłą rzeczy na wystawie jest tylko niewielki, ale dość reprezentatywny, wybór zdjęć. Jedni za pracą, inni turystycznie W tym skandynawskim kraju autor wystawy był pięciokrotnie. Do wystawy przygotowywał się od trzech lat. - Norwegia jest moją pasją - mówi Józef Ziółkowski. - Kraj jeszcze mało rozpoznany i rzadko odwiedzany przez Polaków, chociaż dzisiaj coraz więcej naszych rodaków jedzie tam za pracą. Po raz pierwszy byłem tam w 1989 r. Po 1981 r., Norwegia - jak wiele innych państw - przyjęła sporo Polaków, po części zmuszonych do emigracji. Dzisiaj wielu na krócej lub dłużej wyjeżdża tam do pracy. Niektórzy na dłużej, bo jak twierdzi znajomy niżej podpisanego: "Tam wreszcie odnalazłem spokój... I nie ma nic lepszego po pracy jak udać się nad fiord łowić ryby". Autor wystawy pojechał "maluchem" do Norwegii przez Augustów, Litwę, St. Petersburg (wówczas Leningrad) i Finlandię. Trasa liczyła 3,5 tys. km. Nawet w tamtych czasach fiat 125p wzbudzał zainteresowanie Rosjan. - Pytali, gdzie ten samochód ma silnik - wyjaśnia Józef Ziółkowski. - Dzisiaj nie ma problemu z dotarciem do Norwegii. Można popłynąć nocą promem do Karlskrony czy Nyheshamn. A potem w dzień udać się w podróż samochodem. Kraj przyjaznych ludzi - Norwegia to bardzo drogi kraj - dodaje Józef Ziółkowski. - Jednak z drugiej strony bardzo ciekawy i dobrze zorganizowany turystycznie. Duże przestrzenie, zmienny krajobraz, interesująca przyroda i zabytki. Do tego spokojni i życzliwi ludzie. Można zatrzymać samochód i rozbić namiot, nie płacąc za to. Do tego zmienna pogoda. Na przykład słońce, które świeci na okrągło i nie pozwala w nocy zasnąć. Kiedyś tak się zapędziłem, że jechałem samochodem 12 godzin. Albo inna sytuacja. Jesienią panują tam ciemności. Spotkałem się z przypadkiem, który gdy do jednej z sióstr zakonnych przyjechał z Polski brat. Trzeba było go odesłać do kraju, bo nie mógł znieść psychicznie ciągłego mroku. Nie tylko Narwik II wojna światowa i Norwegia to w świadomości Polaków udział Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich w obronie Narwiku (kwiecień - czerwiec 1940 r.). Niemniej na wystawie wśród zdjęć jest niemiecki pancernik "Tirpitz" (bliźniaczy okręt "Bismarcka" - 253,6 m długości, ponad 2,5 tys. załogi). - Znalazł tu się nie bez przyczyny - wyjaśnia Józef Ziółkowski. - Na tym okręcie służyli także tczewianie. 12 listopada 1944 r. w wyniku nalotu ciężkich bombowców, trafiony, okręt szybko zatonął w Tromso, zbierając znaczną część załogi na dno. Autor: Janusz Cześnik