W czasie akcji stwierdzono, że jeden z poszkodowanych nie żyje - okryto go folią i zostawiono. Reanimację podjęto po dwóch godzinach, gdy mężczyzna zaczął dawać oznaki życia. Teraz walczy o życie w szpitalu. Dyrektor pogotowia twierdzi, że mężczyzna był reanimowany, mimo to akcja serca ustała. Dlatego lekarz zostawił rannego i ratował pozostałych poszkodowanych. - Jeśli postępuje z osobą, której zapis EKG nie wykazuje nic, to są ułamki sekund, to jest potężny stres - tłumaczy swojego lekarza dyrektor. Wyjaśnienia nie przekonują świadków tragedii. Ich zdaniem akcja ratunkowa była źle prowadzona.