Prof. Niedźwiedź zauważył, że nawet z 7-dniowym wyprzedzeniem udaje się z dużym prawdopodobieństwem określić: wartość ciśnienia, wysokość temperatury, kierunek i siłę wiatru. - Natomiast problem z prognozowaniem zjawisk lokalnych, takich jak trąba powietrzna, wynika z ich dużej losowości, a także z chaosu, jaki panuje w atmosferze - wyjaśnił. Dodał, że trąbę można śledzić właściwie dopiero, kiedy się pojawi. Zauważył, że "sygnałów świadczących o jej ewentualnym nadejściu nie wyłapuje nawet sieć stacji meteorologicznych, gdyż główne stacje rozmieszczone są mniej więcej co 60-80 km". - W efekcie dostajemy co najwyżej ostrzeżenia, że istnieje duże prawdopodobieństwo wystąpienia burz z gradem i silnymi wiatrami. I z ewentualną możliwością wystąpienia powietrznych trąb - powiedział prof. Niedźwiedź. Podobne zjawiska zdarzały się w Polsce od zawsze Trąby powietrzne w naszych szerokościach geograficznych mają stosunkowo niewielką średnicę: od kilku do kilkudziesięciu metrów. Wyrastają zwykle w przedniej części chmury burzowej zwanej Cumulonimbusem, mają postać leja skierowanego ku powierzchni Ziemi. Ich powstaniu sprzyjają warunki charakterystyczne dla styku dwóch mas powietrza, które silnie różnią się temperaturą i wilgotnością. Z dokumentacji historycznej wiemy, że podobne zjawiska zdarzały się w Polsce od zawsze. - Niektórzy mówią, że ich dynamika nasila się wraz z ociepleniem, i że trąb powietrznych jest obecnie nieco więcej, niż kiedyś. Wydaje mi się jednak, że nie jesteśmy w stanie udowodnić tego wprost. Choć obecnie niemal każdą trąbę powietrzną rejestrujemy na bieżąco, m.in. za pomocą radaru IMGW, to za mało wiemy na temat podobnych zdarzeń w czasach, gdy nie prowadzono jeszcze tak dokładnych pomiarów - powiedział klimatolog. Trąby powietrzne zniszczyły wiele budynków i lasów Trąby powietrzne, które w sobotę przeszły w rejonie województwa kujawsko-pomorskiego, zniszczyły wiele budynków i lasów. Przykładowe opisy dawniejszych zniszczeń, spowodowanych tym samym żywiołem, zamieszczono na internetowej stronie IMGW. Czytamy tam m.in. o trąbie powietrznej, która w 1931 r. zaatakowała okolice Lublina. Towarzyszący jej wiatr o prędkości od 110 do 145 m/s zniszczył budynki, których mury miały grubość 50 centymetrów, przewrócił stojące na szynach kolejowych załadowane wagony towarowe i powyginał konstrukcje żelazne. Natomiast trąba przechodząca w 1956 r. nad centrum Szczecina powyginała żelbetowe latarnie na wysokości 2 m nad gruntem i powywracała ciężarówki wyładowane cegłami. W lipcu 2004 r. kilka trąb powietrznych przeszło jednocześnie przez środkową i wschodnią część Polski. Jedna z nich (idąca przez Wiktorów) zniszczyła budynki i "zassała" człowieka, przeniosła go kilkanaście metrów - ofiara wyszła ze zdarzenia cało. Największe doświadczenie w badaniach mają Amerykanie Prof. Niedźwiedź zauważył, że największe doświadczenie w badaniach tych zjawisk mają Amerykanie. W USA nazywa się je tornadami. Występują tam o wiele częściej (tzw. pas tornad biegnie przez stany Arkansas, Południowa Dakota, Missouri i Tennessee) i są silniejsze. Tornada bada się w USA za pomocą gęstej sieci radarów dopplerowskich, które obserwują rozmieszczenie burz i śledzą ruch, jaki zachodzi w ich wnętrzu. - Ze względu na ogromne zagrożenie, rozwinięta jest tam (w USA - przyp. red.) również sieć ostrzegania. Gdy zaczyna się tornado, system bez przerwy je śledzi, a odpowiednie służby na bieżąco przekazują radiowe ostrzeżenie o jego położeniu i prawdopodobnym dalszym szlaku. To daje ludziom szansę na schronienie się przed żywiołem. Domy w tym rejonie mają co prawda lekką konstrukcję, ale właściwie pod każdym z nich znajduje się dobrze zabezpieczona piwniczka - opowiada.