Szum morza, łagodna muzyka, klimaty jak z Prowansji - nic nie zapowiada mrocznej historii. Na scenie pojawia się Meg i Peter, którzy prowadzą z sobą banalną poranną rozmowę. Można przypuszczać, że tak wygląda ich każdy poranek. Odnosi się też wrażenie, że to środek opowieści, bez wyraźnego początku. A Harold Pinter, autor "Urodzin Stanleya", nie oferuje nawet jednoznacznego zakończenia. Sztuka jest o lęku i pozornym poczuciu bezpieczeństwa. Dramatopisarz przekonuje, że w poukładanym i przewidywalnym życiu wystarcza niewielka zmiana, by zburzyć spokój w jednej chwili. W jego dramacie napięcie narasta wciągając w swój wir coraz więcej uczestników i z coraz większą siłą. W gdyńskiej inscenizacji lęk ma różne oblicze. W małżeństwie Meg i Petera to strach przed byciem razem, rutyną. Ona sprawia wrażenie, że jako nieświadoma nie cierpi, a on ucieka w rytuał codzienności. Odpowiada na pytania żony automatycznie, bo wie, o co spyta i co chce usłyszeć. Tylko czasem jakiś drobiazg wyrwa go z letargu. Natomiast ich pensjonariusz - Stanley sprzeciwia się ogólnie przyjętym zasadom. Jawi się jako arogancki abnegat, znęcający się psychicznie nad naiwną Meg. Ale to jemu "puszczają nerwy", gdy w pensjonacie pojawia się dwójka nieznajomych gości. Przechodzi od stanu znerwicowania, po załamanie nerwowe, by w końcu bezwolnie poddać się losowi. Z jego postawą kontrastuje zachowanie Petera. Jest w nim zwykła ludzka przyzwoitość, która przejawia się w trosce o Meg i odwaga, by bronić Stanleya. W przedstawieniu nic nie jest oczywiste. Dlatego boi się nie tylko Stanley, ale i jego oprawcy - McCann i Goldberg. Odczuwają trwogę przed zadaniem i przed sobą nawzajem. A z twarzy prostodusznej Meg w ostatnich sekundach spektaklu znika beztroska i pojawia się świadomość rzeczywistości. Dlatego trochę zaskakuje w tym przedstawieniu pełnym niedomówień scena z nagim Stanleyem. Pojawia się na scenie w kaftanie, w świetle podkreślającym jego nagość. Bardzo przekonujące kreacje stworzyli Małgorzata Talarczyk (Meg) i Eugeniusz K. Kujawski (Peter). Piotr Michalski (Stanley) jest nieco teatralny jako arogant, ale w roli ogarniętego przez strach wypada doskonale. Rafał Kowal (McCann) umiejętnie operuje strachem. Grzegorz Wolf (Goldberg) często wykorzystuje agresję i krzyk, ale w duecie z Rafałem Kowalem wypada to dobrze. BB