"Morświn w czasie polowania na śledzie wpadł w stawne sieci skrzelowe rybaków łowiących na Zatoce Gdańskiej u brzegów Mierzei Wiślanej. Silnie zaczepiony o dolną jej linkę nie zdołał wydostać się na powierzchnię i utonął. Stało się to bardzo blisko brzegu, bo zaledwie 300 metrów od przystani w Jantarze" - podaje strona internetowa Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Helu. Morświn to gatunek waleni, występuje w płytkich wodach przybrzeżnych, chłodnych, umiarkowanych do subarktycznych na półkuli północnej (m.in. wody Bałtyku). Kiedy w połowie lat 90. szacowano polskie zasoby morświnów w części polskiej Bałtyku pływało jeszcze około 600 osobników. - Teraz jest ich z pewnością mniej, ale nie wiadomo ile, bo jest ich tak mało, że trudno je policzyć - stwierdza dr Skóra. Jest to tym bardziej trudne, że morświny w przeciwieństwie do spokrewnionych delfinów, unikają kontaktu z ludźmi i stosunkowo trudno je zauważyć. Do monitoringu morświnów Instytut używa 48 detektorów akustycznych, na które nagrywane są dźwięki, jakie wysyłają te zwierzęta. Wszystkie detektory są umiejscowione w Zatoce Puckiej i - po odsłuchaniu nagrań - pozwalają ocenić, jak często pojawiają się w tym miejscu. Od lat obserwuje się spadek liczebności morświnów we wszystkich miejscach ich występowania, włączając w to Morze Bałtyckie, gdzie tendencja ta jest najbardziej wyraźna. Drastyczne zmniejszenie liczby morświnów w Bałtyku spowodowały przeprowadzane tu jeszcze przed wojną ich komercyjne połowy, a także zamarzanie dużych obszarów morza podczas ciężkich zim, powodujące okresową katastrofalną śmiertelność zwierząt oraz degradacja ich siedlisk. Niezależnie od tych czynników jest bardzo prawdopodobne, że dużą rolę w zmniejszeniu populacji morświnów odegrał tzw. przyłów, czyli przypadkowa śmierć po zetknięciu ze sprzętem rybackim używanym do połowów. To te okazy, które udusiły się w sieciach stosowanych do połowu łososi i dorszy. - Rocznie w Polsce odnotowuje się 7-8 przypadków wplątania się morświna w sieci, ale nie wszystkie informacje o takim fakcie zostają nam przekazane przez rybaków - mówi Skóra. We wrześniu zeszłego roku Międzynarodowa Unia Przyrody uznała morświna za gatunek zagrożony, wpisując go na Czerwoną Listę Gatunków Zagrożonych. Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody to największa na świecie organizacja oceniająca stan fauny i flory. Na publikowaną przez nią listę trafiają zwierzęta i rośliny, którym grozi wyginięcie. W zeszłorocznym dokumencie bałtyckie morświny uznane zostały za gatunek skrajnie zagrożony, czyli bliski wyginięcia. - Podstawową formą ochrony przyrody jest przyjęcie przez państwa nadbałtyckie "Planu odtworzenia bałtyckiej populacji morświnów - ASCOBANS", który ma zostać przygotowany podczas spotkania specjalistów w Turku, w Finlandii, na którą właśnie się udaję - powiedział Skóra. Prof. Skóra wiąże nadzieje ze spotkaniem w Turku, pod warunkiem, że obok działań o charakterze prawno-organizycyjnym zostaną podjęte skuteczne działania o charakterze technicznym. Chodzi o tzw. pingery, które mają za zadanie odstraszać morświny od sieci. Urządzenia te mogą jednak być używane wyłącznie w Zatoce Pomorskiej - i tylko na łodziach do 12 m. Oznacza to, że większość łodzi łowiących z niebezpiecznymi dla morświnów sieciami, a więc poniżej 12 m, nie używa urządzeń odstraszających.