O tym, gdzie jest miejsce kobiet w społeczeństwach islamskich, tczewianka Izabela Chojnacka przekonała się na własnej skórze. Historia pani Izabeli rozpoczyna się w Niemczech. Do kawiarni, w której pracowała, często zaglądał Rushit. - Przystojny, o ciemnej karnacji - wspomina. - Zwróciłam na niego uwagę, ale nie w kontekście stałego związku. Wkrótce dowiedziałam się, że jest kosowskim Albańczykiem, którzy za Odrą mają opinię handlarzy narkotyków i złodziei. W Kosowie trwała wtedy wojna... Rushit z kolei nie miał zamiaru rezygnować z upatrzonej już kobiety - trzy miesiące "podchodów" zakończyły się sukcesem. - Przyszedł pewnego dnia, gdy zamykałam kawiarnię. Podszedł do mnie - gdy sprzątałam - wyjął z ręki miotłę, podniósł do góry i pocałował. Która kobieta nie lubi być adorowana? Mimo silnego charakteru wdałam się w ten związek. Zauroczył mnie. Seria z "kałacha" na przywitanie Jak się później okazało, Rushit miał swoje tajemnice. Odsiadywał wyrok za kierowanie bez prawa jazdy (wychodząc co weekend na przepustkę), a szefa pani Izabeli przekonał, jak się później dowiedziała, do zwolnienia jej z pracy. Po 9 miesiącach Rushit zadecydował: - Jedziemy odwiedzić moją rodzinę w Kosowie. - Podeszłam do tego pomysłu sceptycznie, ale z drugiej strony pchała mnie tam ciekawość - mówi pani Izabela. - Miał to być wyjazd kilkudniowy. W Kosowie skończyła się wojna, a rodzina Rushita niedawno wróciła z tułaczki po górach. Miałam wrażenie, że tego wyjazdu nie planował, bo nie pozałatwiał swoich spraw. Czekając we Włoszech na prom do Albanii zachowanie Rushita zaczęło się zmieniać. - Zaczął pić, tłumacząc to tęsknotą za krajem i stanem zawieszenia. Rozumiałam to i starałam się go usprawiedliwiać sama przed sobą. Droga do Kosowa, wąska na szerokość jednego samochodu, wiodła przez góry. Omijali główne drogi, gdyż Rushit posługiwał się tymczasowym dowodem tożsamości, wydanym we Włoszech pod pozorem zgubienia dokumentów - w przypadku wylegitymowania przez oddziały KFOR został by zawrócony do Niemiec, gdzie wciąż nie odsiedział kary więzienia, do końca której pozostały mu wówczas trzy miesiące. Wspomniana droga okazała się szlakiem kontrolowanym przez przestępcze grupy młodych mężczyzn, z braku zajęcia trudniących się okradaniem kierowców, spychaniem ich samochodów do wąwozów, a nawet mordowaniem bezbronnych podróżnych. - Jadąc zauważyłam jakichś ludzi zbiegających z drugiej strony wąwozu. Ucieszyłam się, że ktoś nam w końcu wskaże drogę. Nagle okazało się, że w rękach trzymają? kałasznikowy. Kiedy przyspieszyliśmy zaczęli do nas strzelać. Spojrzałam w lusterko - byłam blada jak ściana. W końcu nie co dzień się do mnie strzela. Zamiast Albanki pyskata Polka Kosowo przywitało panią Izabelę widokiem jak z filmowego kadru. - Samochód ugrzązł nam nocą w polu. Kiedy próbowaliśmy go wydostać, zza chmur wyszedł księżyc, który oświetlił ostrzelane ruiny domu, na których ktoś napisał czerwoną farbą "Welcome to Serbia". Stałam na workach z piaskiem i do pełni tego widoku brakowało mi tylko zwłok. Do rodzinnej wioski Rushita dojechali nocą. Ich przyjazd był tajemnicą. - Jego rodzina przyjęła mnie bardzo chłodno, patrzyli na mnie spod byka. W ogóle nie znałam języka, siedziałam gdzieś w kąciku. Liczyli na to, że Rushit znajdzie sobie ułożoną Albankę, a nie jakąś pyskatą Polkę. Poprosiłam go po kilku dniach żebyśmy wyjechali, ale przekonałam się, że tak się nie stanie. Następnego dnia Rushit oznajmił, że moje miejsce jest w domu, a on będzie sobie wychodził kiedy tylko chce. Na swojej ziemi na nowo poczuł się Albańczykiem. Prosiłam go, żeby przestał traktować mnie przedmiotowo, ale bez rezultatu. Denerwował się, gdy podnosiłam na niego głos, gdy siadałam zbyt blisko niego, gdy chciałam go przytulić. Gdy po kilku dniach chciałam pójść do sklepu na małe zakupy, jego mama wpadła w przerażenie: Kobieta sama na ulicy? Wykluczone! Zrozumiałam, że muszę nauczyć się żyć inaczej. Wkrótce okazało się, że jestem w ciąży z Laurą. Rushit pokazuje rogi Czas w kosowskiej wiosce zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Wodę czerpano ze studni, a z pralek korzystano rzadko nie tylko dlatego, że prąd w gniazdku był wydarzeniem, lecz z przekonania o zepsuciu się urządzenia od? częstego włączania. Rany z niedawno zakończonej wojny wciąż się nie zagoiły. Pani Izabeli zabraniano używać polskiego, zbyt podobnego do języka "serbskich psów". Szybko nauczyła się więc rozmawiać po albańsku. - Podczas jednej z wieczornych rozmów rodzina Rushita zaczęła nieprzychylnie wyrażać się o Polakach. Zdenerwowałam się wygarniając im, że życie nie polega na ubraniu się w moro i bieganiu z karabinem, że na wolność trzeba popracować. Zawsze, gdy na wsi wołano na mnie "Dżermonka" - czyli Niemka - ciągle prostowałam, że jestem z Polski, choć pewnie nie kojarzyli nawet gdzie to jest. Tymczasem Rushit wciąż pokazywał swoją prawdziwą twarz. Aby "utemperować" zachowanie pani Izabeli przestały wystarczać mu krzyki - w ruch szły też pięści. - Będąc w 7. miesiącu ciąży tak mnie pobił, że przez długi czas unikałam lustra. Do rękoczynów dochodziło z zupełnie błahych powodów, np. za przejście przez główny pokój w piżamie. W pani Izabeli zaczyna dojrzewać decyzja o ucieczce. Wmawia Rushitowi, że jej tata miał zawał serca i koniecznie musi wrócić na kilka dni do Polski. Rozpoczyna się kilkutygodniowa batalia z papierkowymi formalnościami oraz ze zdecydowanym sprzeciwem Rushita. - Brałam go raz na litość, raz na dobroć, strajkowałam, a nawet głodowałam. W końcu udało się. W wyjeździe nie przeszkodziło mi schowanie przez niego pod dywanem mojego paszportu. Kosowo raz jeszcze - Byłam szczęśliwa po powrocie do kraju, ale szybko okazało się, że to wszystko nie jest takie fajne jak myślałam. Nie mogłam znaleźć stałej pracy, a w opiece społecznej stwierdzili, że są ludzie w większej potrzebie. Sąd nie przyznał Laurze alimentów. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Saranda - bratowa Rushita - mówiąc, że Rushit chce wszystko naprawić i że jedzie z powrotem do Niemiec, do których mnie ściągnie. Uwierzyłam w to, ale szczerze mówiąc nie miałam innego wyjścia - bez środków do życia, z malutkim dzieckiem. Miałam nadzieję, że w Niemczech Rushit się zmieni i będzie inaczej. Pani Izabela wróciła z córeczką do Kosowa. Rushit przez rok zapewniał, że wkrótce po nie przyjedzie, jednocześnie nie interesując się ich losem. Nie widząc wyjścia z tej patowej sytuacji pani Izabela decyduje się na kolejną ucieczkę, w której mogła liczyć na pomoc zaprzyjaźnionej kosowskiej rodziny. - Wiedziałam, że przyjedzie po mnie policja z oficerami KFOR, ale nie mogłam dać po sobie tego poznać. W tajemnicy byłam już spakowana. Gdyby rodzina Rushita się o tym dowiedziała, wywieźli by mnie do swoich krewnych gdzieś w górach. Tylko pewien Niemiec, który przyjechał z policją, był wtajemniczony w plan ucieczki. Policjanci pytali mnie, czy jestem tu dobrowolnie, czy u mnie wszystko w porządku. Młodszy brat Rushita ponaglał mnie po niemiecku: - No powiedz wreszcie Iza, że wszystko jest OK. Spojrzałam się wtedy znacząco na tego Niemca, odeszłam z nim na bok mówiąc: Zabierzcie mnie stąd, bo mnie zabiją. Kazali mi się spakować. Pobiegłam na górę - rodzina Rushita była zdziwiona, że po minucie zeszłam z walizkami i Laurą pod pachą. Odjeżdżając wzruszyłam się dopiero, gdy zaczął płakać teść, którego lubiłam i szanowałam. Zawieziono mnie do bazy polskich policjantów, skąd do kraju wróciłam autokarem z żołnierzami. Był to 2003 rok - trzy lata od czasu, gdy Izabela Chojnacka po raz pierwszy przyjechała do Kosowa. To dziwne, ale tęsknię? Jak na ucieczkę pani Izabeli zareagował Rushit? - Zaczął do mnie wydzwaniać, grozić mi. Żeby nie stracić szacunku mieszkańców rodzinnej miejscowości rozpowiadał, że mieszkamy razem w Niemczech. Czy po takich przeżyciach panią Izabelę łączy coś jeszcze z Kosowem? - Wiem, że to może niezrozumiałe, ale tęsknię za tym krajem. Na swój sposób go pokochałam. Interesuje mnie jego kultura, w samochodzie mam proporczyk z flagą Kosowa, słucham tamtej muzyki, czasami ugotuję coś albańskiego. Jednak byłam przeciwko uznaniu niepodległości Kosowa. Zastanawiam się, jak w przyszłości zachowa się moja córka? Nosi nazwisko ojca, często powtarza, że jest z Kosowa. Czy będzie chciała je odwiedzić jak dorośnie? Na pewno jej nie zabronię poznania własnych korzeni. Nie chcę wzbudzić w córce nienawiści do tego miejsca z powodu jednej rodziny i moich przeżyć. Wspomnienia przelane na papier Po powrocie do Tczewa Izabela Chojnacka znalazła pracę w firmie budowlanej. Mówi, że lubi to, co robi. Właściciele firmy - Joanna i Stanisław Gładysz - byli bardzo wyrozumiali, kiedy poznali jej historię. - Dużo im zawdzięczam, to naprawdę wspaniali ludzie. Pani Izabela postanowiła przelać swoją historię na papier. Zasugerowały jej to bibliotekarki z Suchostrzyg, zdziwione regularnym wypożyczaniem książek o podobnych losach innych kobiet. - W Kosowie prowadziłam pamiętnik, co bardzo pomagało mi w pisaniu. Podchodziłam do tego bardzo emocjonalnie, nie zawsze mając siłę, by wrócić wspomnieniami do tamtych wydarzeń. - Dużo osób mówi mi, że książka powinna służyć jako przestroga dla innych kobiet. Mam nadzieję, że tak będzie, ale trochę w to wątpię... Historią pani Izabeli zainteresowało się Wydawnictwo Marpress. Kiedy okazało się, że wydanie książki to kwestia wyłożenia sporej sumy, państwo Gładysz bez wahania zaoferowali pomoc w całości finalizując to przedsięwzięcie. "Miłość na gruzach Kosowa" - bo taki tytuł nosi książka - można nabyć w księgarniach.