Mieszkańcy osiedli, które znajdują się w pobliżu działającego na obrzeżach Gdańska zakładu utylizacji odpadów, od lat uskarżają się na nieprzyjemny zapach, uciążliwy zwłaszcza latem. Na fetor związany z działalnością składowiska śmieci od pewnego czasu narzekają jednak nie tylko gdańszczanie mieszkający w okolicy Szadółek, ale również w innych dzielnicach miasta. W ostatnich dniach przykry zapach, co można zauważyć na "mapie smrodu" stworzonej przez Stowarzyszenie Sąsiadów Zakładu Utylizacyjnego Gdańsk Szadółki, był też odczuwalny w Sopocie i w Gdyni. W związku ze skargami mieszkańców poseł PiS Kacper Płażyński skierował do prezydent Aleksandry Dulkiewicz list, którym poprosił o jasne stanowisko władz Gdańska w tej sprawie. "Kreślona przez mieszkańców w ramach oddolnej inicjatywy 'mapa smrodu' obejmuje dzisiaj nie tylko znaczną część Gdańska, ale także niektóre dzielnice Sopotu i Gdyni. Dzieje się tak mimo setek milionów złotych wydanych na utrzymanie i modernizację zakładu w Szadółkach oraz wielokrotnych zapowiedzi władz Gdańska, że kojarzący się ze wszystkim, tylko nie z nowoczesnym europejskim miastem, smród wreszcie przestanie uprzykrzać życie gdańszczanom" - napisał poseł PiS. Przypomniał, że włodarze miasta obiecywali, że sytuację poprawi budowa hermetycznej kompostowni. Inwestycja nie zapobiegła jednak odorowi. "Niechlubny rekord stężenia smrodu" "Nadzieje gdańszczan znowu okazały się płonne. Stężenie smrodu, z jakim mamy do czynienia w ostatnim czasie śmiało można określić mianem niechlubnego rekordu. Ani Pani, ani podlegli Pani urzędnicy i pracownicy miejskich spółek nie byliście dotąd w stanie przekonywująco i spójnie wytłumaczyć mieszkańcom Gdańska, dlaczego tak się dzieje i kiedy to się wreszcie skończy" - oświadczył. Powołując się na art. 19 i 20 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, Płażyński poprosił prezydent Gdańska o pilne przedstawienie pełnej sytuacji na temat obecnej sytuacji związanej z działaniem zakładu utylizacyjnego w Szadółkach, a także o wiążące określenie terminu, kiedy i w jaki sposób rozwiązany zostanie problem uciążliwości zapachowych. W związku ze skargami na uciążliwy fetor z Zakładu Utylizacyjnego w Szadółkach, teren składowiska śmieci wizytowali ostatnio społecznicy. W środę był tam z kolei zastępca prezydenta Gdańska ds. zrównoważonego rozwoju Gdańska Piotr Grzelak oraz radni PiS - Joanna Cabaj i Kazimierz Koralewski. Wiceprezydent Gdańska tłumaczy Podczas czwartkowej sesji Rady Miasta Gdańska wiceprezydent Grzelak przedstawił szczegóły dotyczące diagnozy i planu działań ws. działalności zakładu. Przyznał, że w ostatnich dniach, w pasie dzielnic Jasień, Piecki-Migowo, Ujeścisko-Łostowice, Orunia Górna, Chełm, Zakoniczyn i Kowale nasiliły się uciążliwości zapachowe. Jak mówił, te dzielnice położone są na tzw. róży wiatrów. "W 95 proc. kierunek wiatrów z Zakładu Utylizacyjnego, to kierunek zachodni i południowo-zachodni, dlatego dzielnice te są najbardziej narażone" - wyjaśnił. Zaznaczył jednak, że działalność ZU nie jest jedynym źródłem przykrego zapachu w mieście. - W dużej mierze zgłoszenia z dzielnic centralnych, takich jak Wrzeszcz, Oliwa lub zachodnich typu Osowa, to również efekt nawożenia pól w takich miejscach jak np. Rębiechowo, Bysewo, Matarnia - dodał. Podkreślił, że proces gospodarowania odpadami podlega wielu czynnikom, m.in. warunkom pogodowym, od których również zależy, np. większa niż zazwyczaj intensywność, czy miejsce odczuwania trudnych zapachów. Dodał, że głównym źródłem fetoru znad Szadółek są aktualnie bio i zielone odpady. Coraz więcej śmieci - W tym roku Zakład Utylizacyjny zanotował 30-procentowy wzrost odpadów biodegradowalnych w porównaniu do roku ubiegłego. W związku z tym, aby instalacje mogły przerobić ten wzrost część odpadów z tej frakcji do czasu przetworzenia musi być deponowana na placach. To może wiązać się z emisjami substancji zapachowych - mówił. Dodał, że na terenie zakładu gromadzonych jest coraz więcej śmieci. Jego zdaniem, jest to spowodowane m.in. "rozregulowaniem rynku odpadów", co wynika z "wprowadzenia szybkich i nieprzemyślanych zmian ustawowych". - Skrócono czas magazynowania do 1 roku, co spowodowało, że na rynku znalazła się nagle ogromna liczba odpadów. Jeśli przyjrzymy się jakiejkolwiek instalacji w Polsce, każda z nich zapakowana jest odpadami po samą górę i nie jest ich w stanie więcej przyjmować - powiedział wiceprezydent. Wyjaśnił też, że otwarta niedawno hermetyczna kompostownia przetwarza 40 tys. ton odpadów biodegradowalnych rocznie. Dodatkowo 80 tys. ton przerabia stara instalacja tunelowa. "W skali roku przetwarzanych jest w sumie 120 tys. ton odpadów frakcji bio i zielonej. Jest to wystarczające. Jednak pojawiają się sytuacje, kiedy dochodzi do pików np. lipcowych i wtedy pojawia się problem" - dodał Grzelak. Zapewnił, że spółki Zakład Utylizacji oraz Port Czystej Energii podjęły wiele działań, aby ograniczyć emisję zapachową. Potrzebna spalarnia - Prowadzimy wzmożony oprysk środkiem neutralizującym powierzchniowo substancje zapachowe wszystkich odpadów zalegających na placach. Prowadzimy też opryski inhibitorem zapachów na terenie w rejonie kompostowni. Codziennie publikowane są raporty w temacie podejmowanych działaniach antyodorowych -zaznaczył. Podkreślił też, że kluczową inwestycją, która ma przyczynić się do poprawy sytuacji jest budowa spalarni odpadów. Według zapewnień władz miasta i urzędników, ma być ona gotowa do 2023 roku. Przewodniczący klubu gdańskich radnych PiS Kazimierz Koralewski przyznał podczas czwartkowej sesji, że uciążliwości zapachowe będą towarzyszyły gdańszczanom jeszcze przez kilka lat. Wyraził nadzieję, że w miarę doinwestowania zakładu odór będzie znikał. Zapowiedział też, że radni PiS będą wspierać władze Gdańska we wszystkich działaniach, które będą podejmowane, aby poprawić sytuację.