Sprawa, która zajęła się prokuratura, dotyczy wydarzeń z lutego 2011 roku - informuje "Głos. Pomorza". - Postępowanie jest prowadzone z artykułu 160. Kodeksu karnego, który mówi o narażeniu człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - informuje Beata Nowosad, prokurator rejonowy w Miastku. Dramatyczną historię mieszkanki Miastka opisuje "Głos Pomorza". Kobieta będąca w dziewiątym miesiącu ciąży, po tym jak nie mogła wyczuć ruchów dziecka, zgłosiła się 14 lutego do lekarza w prywatnej przychodni, który sprawował nad nią opiekę podczas całej ciąży. Ponieważ położna również nie mogła wyczuć tętna płodu, zleciła ciężarnej wizytę w szpitalu w Miastku. Tam zostało wykonane badanie USG, które wykazało, że płód był martwy. Wkrótce okazało się, że kobieta zgłosiła się do porodu już wcześniej, ale odesłano ją ze szpitala. Decyzje w tej sprawie miała podjąć położna. Zdaniem prezesa placówki medycznej, lekarka złamała procedury. - Położna popełniła kardynalne błędy. Nie ma zapisu tętna płodu z KTG, a powinien być. Udało nam się odtworzyć zapis, tyle że nie wiadomo, czy to tętno matki, czy dziecka - podkreśla w rozmowie z "Głosem Pomorza" Piotr Karankowski, prezes szpitala. Podejrzana w sprawie w szpitalu już nie pracuje. Została dyscyplinarnie zwolniona. Odwołała się jednak do sądu pracy, który teraz rozpatruje jej sprawę.