Uczestnicy referendum odpowiedzą na pytanie: "Czy jest pan/pani za odwołaniem Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu, przed upływem kadencji?". Aby głosowanie było ważne, musi w nim wziąć udział co najmniej 3/5 osób, które uczestniczyły w ostatnich wyborach prezydenta miasta. Jest to blisko 11 tysięcy osób. Mieszkańcy Sopotu będą głosować w 21 komisjach wyborczych, od godziny 6 do godziny 20. Krajowe Biuro Wyborcze w Gdańsku spodziewa się, że wyniki referendum będą znane w kilka godzin po zamknięciu lokali wyborczych. Pomysł, aby to mieszkańcy kurortu zdecydowali o przyszłości prezydenta Sopotu zgłosił on sam na początku lutego. - To jest dla mnie najważniejszy i decydujący głos. Bez waszego poparcia nie będę miał dość siły, by pracować dla miasta i jednocześnie walczyć o przywrócenie mi dobrego imienia. Jeśli mi zaufacie, przez kolejnych 21 miesięcy będziemy razem. Oddaję się w wasze ręce - oświadczył wówczas Karnowski. Ogłaszając chęć poddania się woli mieszkańców Karnowski mówił m.in. że stanął przed najtrudniejszym wyborem w swojej samorządowej karierze. - Żaden wyrok nie zapadł, a ja już przez wielu zostałem osądzony. Jestem pewien swojej niewinności. Gorąco wierzę, że oczyszczę swoje nazwisko przed niezawisłym sądem, tak jak to miało miejsce w głośnych w kraju sprawach w innych samorządach - podkreślił. Po deklaracji prezydenta zawiązała się społeczna grupa do zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania Karnowskiego ze stanowiska. W jej skład weszło kilkoro sopockich radnych, m.in. przewodniczący Rady Miasta Sopotu Wieczesław Augustyniak. Po miesiącu grupa złożyła w Krajowym Biurze Wyborczym w Gdańsku ponad 4500 podpisów osób popierających wniosek o referendum (wymagane było 3200 podpisów). Już w trakcie, kiedy grupa obywatelska zbierała podpisy pod wnioskiem o referendum, ośmioro sopockich radnych Platformy Obywatelskiej złożyło do szefa Rady Miasta Sopotu własny wniosek o przeprowadzenie referendum. O wystąpienie z taką inicjatywą, aby to Rada Miasta przegłosowała uchwałę o zorganizowaniu referendum ws. odwołania Karnowskiego z funkcji prezydenta miasta zobowiązały radnych PO władze pomorskiej Platformy. Wcześniej, sam premier i lider PO Donald Tusk oświadczył, że to radni Platformy w Sopocie powinni podjąć decyzję o przegłosowaniu wniosku o przeprowadzenie w tym mieście referendum ws. odwołania prezydenta. Szef rządu argumentował, że Karnowski, na którym ciążą prokuratorskie zarzuty, nie powinien sprawować funkcji prezydenta. Do głosowania nad wnioskiem radnych PO ostatecznie nie doszło. W połowie marca na sesji Rady Miasta Sopotu wnioskodawcy wycofali swój wniosek o pozbawienie Karnowskiego stanowiska prezydenta w drodze referendum. Radni tłumaczyli, że głosowanie takiej uchwały nie ma sensu, ponieważ referendum i tak odbędzie się z inicjatywy obywatelskiej. Referendum ogłoszone przez Radę Miasta, w przypadku zwycięstwa Karnowskiego, skutkowałoby jej odwołaniem. Siedmioro radnych PO w Sopocie, którzy nie dopuścili do głosowania w Radzie Miasta uchwały o przeprowadzenie referendum, a tym samym złamało wytyczne kierownictwa regionalnej Platformy, zostało ukaranych karą zawieszenia członkostwa w partii na rok. Kłopoty Karnowskiego zaczęły się w lipcu 2008 roku, kiedy to "Rzeczpospolita" ujawniła, że prezydent miał złożyć miejscowemu przedsiębiorcy Sławomirowi Julke propozycję korupcyjną. Julke, który chciał przebudować strych kamienicy w Sopocie, stwierdził, że w marcu 2008 roku prezydent Sopotu zażądał od niego dwóch mieszkań, które miałyby powstać na tym strychu. Zdaniem biznesmena, prezydent chciał dostać lokale jako zapłatę za pomoc w uzyskaniu od swoich urzędników koniecznych pozwoleń na przebudowę. Julke dostarczył prokuraturze nagranie rozmowy z Karnowskim, która miała dowodzić winy prezydenta. Po ujawnieniu afery Karnowski zrezygnował z członkostwa w Platformie Obywatelskiej, której na Pomorzu był jednym z założycieli. Pod koniec stycznia gdańskie biuro Prokuratury Krajowej zarzuciło Karnowskiemu przyjęcie korzyści majątkowych w wysokości ponad 67 tys. zł od miejscowego dilera samochodowego Włodzimierza Groblewskiego. Diler miał sprzedać prezydentowi po zaniżonej cenie (w sumie o 52,2 tys. zł) trzy auta, serwisować je za darmo (wartość usług oceniono na 13,4 tys. zł) oraz wykonać w domu Karnowskiego bezpłatnie prace remontowe warte 1,8 tys. zł. Kolejną - zdaniem prokuratury - łapówkę w postaci wykonanych bezpłatnie usług budowlanych o wartości 2 tys. zł, Karnowski miał przyjąć od innego miejscowego przedsiębiorcy - Mariana D. Oprócz przyjmowania łapówek prokuratura zarzuciła też Karnowskiemu, że zażądał od Sławomira Julkego łapówki w postaci dwóch mieszkań. Śledczy zarzucają też Karnowskiemu, że w 2007 roku przed przetargiem na samochody dla magistratu, złożył fałszywe oświadczenie, w którym stwierdził, że z firmą prowadzoną przez Włodzimierza Groblewskiego nie łączą go stosunki, które mogą budzić wątpliwości co do jego bezstronności wobec tej firmy. Po postawieniu zarzutów Karnowski został zatrzymany, a prokuratura wnioskowała o areszt, ale sąd w dwóch instancjach zdecydował, że prezydent pozostanie na wolności. Na początku kwietnia prokuratura uzupełniła jeden z zarzutów wobec Karnowskiego. Uznała, że Karnowski skorzystał z dwunastu, a nie jedenastu bezpłatnych napraw oferowanych przez Groblewskiego. Dwunasta naprawa miała mieć wartość 3,7 tys. złotych. Prokuratura zdecydowała też o zastosowaniu wobec Karnowskiego środka zapobiegawczego w postaci poręczenia majątkowego w wysokości 35 tys. zł (Karnowski zapłacił je). Za wszystkie zarzucane przez prokuraturę czyny Karnowskiemu grozi do 10 lat pozbawienia wolności.