- Jesteście panie w zarządzie Polskiego Związku Niewidomych Koło Powiatowe w Starogardzie... Czy też niedowidzicie? Bogumiła Jurczyńska: - Wszystkie osoby w zarządzie są niepełnosprawne, z pierwszą grupą inwalidzką. Koleżanka nie czyta, druga koleżanka niby sama chodzi, ale ma oczopląs. Raz czyta, raz nie. Każdy przypadek jest inny. Ja jestem niepełnosprawna od urodzenia, koleżanka też. Ale mamy kolegę, który był zawodowym kierowcą i z dnia na dzień całkowicie stracił wzrok. - Czy wszystkie osoby mające poważne problemy ze wzrokiem należą do związku? Beata Trzoska: - Nie wszyscy, bo się wstydzą. - Słucham? Czego się wstydzą? B. T.: - Niepełnosprawności, swojej niepełnosprawności. Może to się wydaje dziecinne, ale tak jest. Kiedy dorosły traci wzrok, to bywa, że jego dziecko wstydzi się iść z nim na przykład na spacer, zakupy, czy w ogóle być przewodnikiem osoby niepełnosprawnej. I wtedy wstydzą się te osoby niepełnosprawne... Ale to się zmienia. A my je prosimy, żeby przyszły do nas, bo jak spotykają, to czują się raźniej. B. J.: - Ja nie tylko słabo widzę, ale również niedosłyszę... Niekiedy ludzie mówią: Gdzie ty się babo pchasz. Nie dość, że mocno niedowidzisz, to jeszcze słabo słyszysz. Ale ja na przekór temu chcę coś robić i dlatego jestem prezesem. Wiem, jako niepełnosprawna, co taki człowiek czuje, czego chce i jakie ma trudności na co dzień. My to wiemy, bo wszystko to przeszłyśmy od dziecka... Umiemy pomóc. Na przykład kiedy przyjdzie taka nowa ociemniała osoba, jak ten młody chłopak, który nagle stracił wzrok. Normalnie funkcjonował i teraz co on ma robić? - No tak... To musiał być dla niego szok... I jak panie mu pomogłyście? B.J.: - Kiedy już do nas przyszedł, został skierowany na turnus rehabilitacji podstawowej. Tam nauczył się poruszać z białą laską i otrzymał wskazówki, jak pomóc sobie w życiu codziennym... - To jednak chyba coś widzi, jeżeli chodzi z białą laską... B. J.: - Ma poczucie światła... U lekarza jest to osoba niewidoma... Więc my kierujemy na takie turnusy do specjalistycznego ośrodka w Bydgoszczy. A w tym roku udało nam się zorganizować turnus grupowy dla dwudziestu osób. To też dobra sprawa, bo niepełnosprawny jest w grupie, ale między swoimi, wśród ludzi, którzy rozumieją, co on przeżywa. I w takiej grupie jest chęć pomocy, jeden drugiemu pomaga. To bardzo dużo, że osoba niewidząca czy niedowidząca może się wyrwać z rodziny i uczy się samodzielności. - Czy na zebrania związku przychodzi dużo takich osób? B. T.: - Dość dużo. Również i po to, żeby zapoznać się z przysługującymi uprawnieniami, ale dla nich jednak najważniejsze je to, żeby się spotkać. Mówimy u służbowych sprawach, ale częściej o prywatnych. Są i przyjaźnie. - Czy Starogard jest miastem przyjaznym niepełnosprawnym? B. J.: - Zwłaszcza teraz, jak są te rozkopy... (śmiech) B. T.: - Jest przyjazny. Na przykład na skrzyżowaniach działa sygnalizacja dźwiękowa. Czasami się zdarza, że musimy interweniować. Tak było przy przebudowanej ulicy Zblewskiej. Chyba zapomnieli o tej sygnalizacji. Zgłosiłyśmy i od razu uruchomiono. - Czym jeszcze się panie zajmujecie? B. T.: - Organizujemy pokazy sprzętu, na przykład komputerowego i gospodarstwa domowego, przystosowanego do osób niewidomych. Sprzętu mówionego... Weźmy taką wagę - kuchenną czy łazienkową. Coś położymy - powie, ile waży. Są takie nowości, ale strasznie drogie. Dajmy na to mówiący ciśnieniomierz kosztuje 650 złotych. Ale tu jest około 60 - 80 procent dotacji z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. - A komputery? B. J.: - Jest taki program "Komputer dla Homera". Dzięki temu programowi można otrzymać specjalne oprogramowanie powiększająco-mówiące. Sporo osób z naszego koła już takie komputery posiada, prawdopodobnie większość naszych podopiecznych dzieci. - Czy komputery są aż tak potrzebne? B. J.: - Bardzo. Na przykład dziecko nie może czytać książki, bo jest za mały druk. Kładzie na skaner i widzi tę stronę powiększoną na monitorze komputera. I albo sam przeczyta powiększoną, albo przeczyta mu komputer... Jeżeli ktoś dostaje przydział na taki komputer, to również dostaje "przydział" na szkolenie. B. T.: - Pomagamy w tych sprawach wypełniać wnioski. To dużo daje. Niedawno przyszła matka dziecka, które, po naszej pomocy, otrzymało dotację na kwotę około 30 tysięcy złotych na zakup takiego komputera... Zapraszamy też firmy zajmujące się prezentacją nowości technicznych. Dzięki temu członkowie koła się o nich dowiadują. - Trzydzieści tysięcy złotych - program powiększająco-mówiący? Czy się przesłyszałem? (Też tracę słuch)... Coś drogo. B. J.: - Drogo, bo jest wiele rozmaitych modyfikacji. Weźmy taką klawiaturę braillowską. Dzięki niej niewidomy sam może pisać korespondencję do urzędów, znajomych. I na specjalnej drukarce może wydrukować pismo w alfabecie Braille'a lub w normalnym druku. B. T.: - Ja mam program powiększająco-mówiący. - Hmm... Oprogramowanie, skanery, klawiatury... Ma taki sprzęt - jak panie mówią - sporo osób z naszego koła... Czyli nie jest tak źle z tą pomocą państwa... B. J.: - Ta pomoc jest. Nie trzeba się zamykać i narzekać, że jej nie ma. Pomoc jest, trzeba tylko chcieć z niej skorzystać. B. T.: - Kiedyś było, że nam się należy, a teraz trzeba się starać. - Zapytam ogólnie... Czy panie odczuwają, że żyjemy w kraju drapieżnego kapitalizmu, który nie troszczy się o niepełnosprawnych? B. J.: - Wie pan... W stosunku do cen mamy za małe renty. Po 600 złotych. Mało kto z naszego koła ma więcej. Jeżeli ktoś jest na rencie, to znaczy, że jest człowiekiem chorym i że się musi leczyć. A życie kogoś, kto musi się leczyć, jest droższe od życia osoby zdrowej... Brakuje pieniędzy na zwykłe środki do życia. B. T.: - Owszem, nowości techniczne są dostępne, są dotacje, ale nie jest tak różowo. Trzeba mieć wkład własny... Kiedy kilka lat temu kupowałem komputer powiększająco-mówiący, musiałem spłacić w ratach 50 procent jego wartości. A kosztował wtedy około 10 tysięcy... Spłacałem trzy lata. Teraz jest trochę lepiej. Niepełnosprawny ma spłacać jedną dziesiątą wartości... - Jedną dziesiątą od wyżej wspomnianego oprogramowania za 3 tysięcy złotych... Przy rencie 600 złotych... I pani mówi, że jest trochę lepiej? B. T.: - No tak... Ten sprzęt mógłby być dla nas, niepełnosprawnych, za darmo... B. J.: - Żeby nasze Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie miało na to więcej środków, to może by było łatwiej. Ale tam leżą stosy wniosków. A w PFRON-ie można otrzymać dotację na komputer, ale jak się jest w wieku produkcyjnym. - Czyli "nieprodukcyjny" już się nie liczy... Czy jacyś niewidomi z waszego koła gdzieś pracują? B. T.: - Tak, Z dziesięciu. Tradycyjnie jako masażyści. Polski Związek Niewidomych Koło Powiatowe w Starogardzie ma siedzibę przy ul. Gdańskiej 6 - w budynku Urzędu Miasta. Zrzesza około 200 osób, w tym 25 dzieci (osób do 16. roku życia). Prezesem Koła jest Bogumiła Jurczyńska, a członkami zarządu Beata Trzoska, Marinna Kamysz i Joanna Grabowska. Członkowie zarządu zbierają się raz w miesiącu. Członkowie mogą odwiedzać siedzibę Koła dwa razy w tygodniu - we wtorek i piątek w godzinach od 14 do 16., a w piątek od 11 do 13. Autor: Rozmawiał Tadeusz Majewski