Chodzi o ustalenie, czy szpital ma prawo oferować płatne zabiegi wykonywane przez swoich lekarzy, którzy prowadzą także prywatne praktyki. Kilka dni temu gazeta "Polska Dziennik Bałtycki" opisała przypadek gdańskiej emerytki, której chirurg zaproponował szybsze pozycie się żylaków. Kobieta, płacąc za zabieg, miałaby ominąć kolejkę osób czekających na podobną operację refundowaną przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Lekarz pracuje na kontrakcie z NFZ, jednak sugerował pacjentce, by wykonała badania w jego prywatnym gabinecie, po czym poddała się płatnej operacji w szpitalu publicznym. Dyrekcja placówki wyjaśnia, że lekarze prowadzący prywatne gabinety mogą wynająć w szpitalu sale zabiegowe i operować w nich swoich pacjentów. Jednocześnie szpital ma prawo udostępniać sale innym podmiotom gospodarczym. Jednak przepisy regulujące pobierania opłat przez szpital za wynajmowanie sal operacyjnych i sprzętu nie są jednoznaczne. Wiele zależy także od etyki zawodowej, która nie powinna pozwalać lekarzom na oferowanie prywatnych usług w czasie pracy w publicznej placówce opieki zdrowotnej. Między innymi dlatego marszałek Jan Kozłowski postanowił zlecić kontrolę w szpitalu. Nie bez znaczenia musiał być także fakt, że w prasie pojawiły się spekulacje, jakoby podobny proceder uprawiano także w innych pomorskich szpitalach, a Urząd Marszałkowski patrzył na to przez palce. Autor: mr