Jiri Kylian swą inscenizacją rozpoczął dyskusję na temat tego, czym jest istota tańca a podczas niedzielnego panelu dyskusyjnego udowodnił, ze jest w swych przekonaniach bardzo konsekwentny. "Last Touch First" zaskakuje od samego początku. Zanim na scenie pojawili się wykonawcy, można było przez dobrą chwilę przyjrzeć się dekoracji. A ona z ogromnymi ilościami udrapowanej materii na podłodze, nasuwała pytanie: jak się da na tym tańczyć? Gdy pojawili się tancerze w pięknych, ale i zdecydowanie utrudniających wszelki ruch kostiumach - tylko narastały wątpliwości... Ale nie można zapominać, że mamy do czynienia z guru z współczesnego tańca, a on najwyraźniej wie, jak nie robiąc "nic", doprowadzić widza do apogeum emocji. Obraz jak ze starej fotografii lub doskonałego płótna z końca dziewiętnastego wieku. Dopracowany, przemyślany i perfekcyjny w szczegółach portret społeczeństwa, który jest jednak tylko migawką z ich życia. A ono toczy się przed i po niej i obciążone jest ogromem namiętności, rządz, niespełnień i pragnień. I właśnie o tym, co przed i po wykreowanym na chwilę wizerunku jest "Last Touch First". Przekazać kipiące wnętrze człowieka poprzez ruch w zwolnionym tempie wydaje się trudne do wykonania a jednak możliwe. W dodatku z czasem narasta napięcie w oczekiwaniu na przyspieszenie akcji. Pewne nagłe, krótkie zrywy tancerzy nasilają te nadzieje. Ale nic takiego się nie dzieje... W końcu widz czuje się jak klaustrofobik zamknięty w windzie, chce wyjść i zaczerpnąć choć odrobinę świeżego powietrza! A czym jest to, co widzi: tańcem, teatrem czy pantomimą? Najlepiej na to odpowiada sam Jiri Kylian, który mówi, że w tańcu najważniejsza jest różnorodność, a niezbędna jest konieczność utrzymywania odbiorców w napięciu. Natomiast na pytani, czym jest taniec, odpowiada lakonicznie - To jest pytanie, na które nikt nie potrafi odpowiedzieć dobrze. BB