W akcji poszukiwawczej uczestniczyło 80 policjantów, żandarmeria, strażacy oraz psy tropiące. W trakcie prowadzonych działań funkcjonariusze zlokalizowali telefon komórkowy chłopaka. Ustalono, że na chwilę połączył się on z siecią komórkową w okolicy Poznania. Policjanci przesłali zdjęcia zaginionego do Poznania z prośbą o przyłączenie się do poszukiwań. Wskazali też miejsca, w których chłopak może przebywać. - Chłopiec odnalazł się cały i zdrowy na dworcu w Poznaniu - informuje w rozmowie z INTERIA. PL aspirant sztabowy Sławomir Guz. - Wszystko wskazuje na to, że sfingował swoje samobójstwo - dodał. Chłopiec nie był wcześniej notowany przez policję. Teraz o jego dalszym losie zadecyduje sąd rodzinny, do którego sprawę skierowała prowadząca akcję poszukiwawczą gdyńska policja. Poszukiwania nastolatka trwały od poniedziałku od godziny 21. Policję o zaginięciu Mateusza powiadomiła zaniepokojona rodzina. Chłopiec po tym, ja wyszedł rano w poniedziałek do szkoły, nie dawał żadnego znaku życia. Po raz ostatni były widziany w poniedziałek około godziny 14.00 w rejonie Dworca Głównego, gdzie miał rozstać się z kolegą, który wcześniej mu towarzyszył. Nastolatek zostawił pożegnalny list. Z jego treści wynikało, że planował targnąć się na swoje życie - prawdopodobnie utopić. - W pozostawionym liście pożegnalnym miały się m.in. znaleźć słowa "moje ciało znajdziecie w morzu" - mówił INTERIA.PL Guz. Z ustaleń policjantów wynikało, że zaginiony nastolatek dostarczył pożegnalny list swojemu koledze już przed tygodniem. Zastrzegł jednak, że może go on otworzyć dopiero po upływie kilku dni. Pracujący nad sprawą funkcjonariusze nie wykluczali, że zaginiony mógł targnąć się na swoje życie - na co wskazywała treść listu - jednak brali też pod uwagę inne hipotezy. - Chłopiec mógł po prostu wyjechać - podkreślał w rozmowie z INTERIA.PL Guz. Policjanci przeszukiwali gdyńskie plaże oraz port.