Niedawno zmieniły się przepisy, dzięki którym gminy mogą zrezygnować z opłaty za psa. Z tej możliwości skorzystali gdyńscy radni, którzy zdecydowali, że od nowego roku właściciele psów nie będą musieli płacić 36 zł za swojego czworonoga. Niska ściągalność - Opłata była słabo akceptowana przez mieszkańców, trudna do wyegzekwowania i nie miała większego znaczenia dla ponad miliardowego budżetu miasta - uzasadnia decyzje rady miasta wiceprezydent Gdyni Michał Guć, który liczy na to, że teraz właściciele psów będą bardziej dbać o czystość, bo skończą się tłumaczenia, że przecież płacą. Rocznie z opłat za psa wpływało około 70 tys. zł, co wskazuje na to, że jedynie około 2 tys. mieszkańców wywiązywało się z opłat. W Gdyni jest około 17 tys. psów. Dać to dozorcom W Gdańsku, gdzie psów jest prawie dwa razy tyle co w Gdyni i rocznie ściąga się 170 tys. zł, podobne zwolnienia z opłat też wejdą w życie, chociaż część radnych uważa, że to źle. - Pieniądze jakie uzyskiwaliśmy ze ściągania podatków od psów były przeznaczone dla dozorców - mówi radny Sylwester Wysocki, prezes SM Południe na Oruni. - U nas to się sprawdzało, dozorczynie były zadowolone z dodatkowych pieniędzy, a na ulicach był porządek. Zdaniem Wysockiego gdyby całą opłatę za czworonogi przeznaczyć na sprzątanie psich odchodów, to poprawiłoby sytuację w całym mieście. W Sopocie za pupila trzeba nadal płacić 53 zł. W 2007 roku budżet Sopotu wzbogacił się dzięki temu o 18 tys. zł. Pieniądze są przeznaczane na utrzymanie psich toalet, jakie ostatnio pojawiły się w mieście. Alina Wiśniewska