"Langerort", a nie jak wcześniej podawano "Aurora", próbował wpłynąć do portu we Władysławowie w piątek po południu, ale uniemożliwił to silny wiatr. Pływająca klinika aborcyjna przez kilka godzin czekała na redzie, a następnie płynęła wzdłuż Półwyspu Helskiego - około 4-5 mil od brzegu. Na pokładzie statku znajduje się 10 osób. Informacja o pływającej klinice aborcyjnej wzbudziła emocje i wywołała falę komentarzy. Prezydent Aleksander Kwaśniewski przebywający na Helu powiedział, że przypłynięcie do Polski statku - kliniki "jest problemem natury prawnej i moralnej". - Jak moralnie ustosunkować się do samego faktu - każdy z nas ma swoją odpowiedź, moja jest zdecydowanie negatywna - powiedział prezydent. Dodał, że ma nadzieję, że ten problem zostanie rozwiązany przy wykorzystaniu istniejących przepisów, tak żeby "nie tworzyć sytuacji dwuznacznych dla Polski, dla polskiego prawa". Statek wpłynął na wody terytorialne Polski o 2. w nocy z czwartku na piątek, jednak dopiero późnym popołudniem zgłosił to do kapitanatu. Nie uzyskał zgody na wejście do portu we Władysławowie z powodu "niekorzystnego kierunku wiatru". Przedstawicielki organizacji "Kobiety na falach", które zorganizowały całą akcję, nie zdecydowały jeszcze, czy będą czekać na polepszenie pogody, czy próbować wpłynąć do portu w Gdyni. Reprezentująca holenderską fundację "Kobiety na falach" Margaret Moore powiedziała dzisiaj, że celem pływającej kliniki aborcyjnej, która chce przypłynąć do Polski, jest tylko promowanie wiedzy o sposobach zapobiegania ciąży. - Nie będziemy wykonywać aborcji, bo to jest przeciw polskiemu prawu. Taki temat w ogóle nie może być poruszany - powiedziała dziennikarzom we Władysławowie Moore, która uzgadniała w miejscowym bosmanacie warunki wejścia jednostki do portu. Pytana o powody przypłynięcia pływającej kliniki aborcyjnej do portu we Władysławowie, Moore podkreśliła, że zamiarem fundacji jest edukacja seksualna. - Tutaj, w porcie chcemy podnieść świadomość planowania rodziny w Polsce i używania środków antykoncepcyjnych. Ma to być taka forma edukacji - wyjaśniła przedstawicielka fundacji. - Prokuratura prowadzi czynności sprawdzające dotyczące zamiaru zawinięcia do portu we Władysławowie pływającej kliniki aborcyjnej - powiedział szef Prokuratury Rejonowej w Pucku Witold Niesiołowski. - Działania te polegają na sprawdzeniu, we współpracy ze Strażą Graniczną, czy awizowana jednostka wpłynie do portu, a jeśli wpłynie to z jakim zamiarem. Na razie nie ma żadnego podejrzenia o popełnieniu przestępstwa - wyjaśnił PAP Niesiołowski. Wpływający do portu statek przechodzi odprawę graniczną i celną. - Gdyby podczas takiej kontroli Straż Graniczna zauważyła coś niepokojącego, może wszcząć własne dochodzenie - dodał pucki prokurator. Do Władysławowa przyjechała też ponad 20-osobowa grupa działaczy Ligi Polskich Rodzin, na czele z wiceszefem klubu parlamentarnego tego ugrupowania Romanem Giertychem, sprzeciwiająca się przypłynięciu do Polski kliniki aborcyjnej. Poseł LPR Robert Strąk wyjaśnił, że w ramach akcji protestacyjnej sympatycy Ligi będą fotografować kobiety zamierzające udać się na statek. Ma to służyć jako materiał dowodowy na złamanie ustawy aborcyjnej. Parlamentarzysta ostrzegł, że działacze Ligi będą też w tej sytuacji wzywać policję, aby zatrzymała załogę statku za "nakłanianie" do przestępstwa. Wiele wskazuje na to, że pogoda jest tylko pretekstem by powstrzymać pływającą klinikę. W kapitanacie portu panuje przerażenie. Reporter RMF był świadkiem rozmowy feministek z bosmanem portu, który kategorycznie zabronił wpłynąć jednostce do Władysławowa. Odsyłał statek do Gdańska. Fundacja, której własnością jest statek postanowiła, że jednostka jednak nie popłynie do Gdańska. Statek ma przeczekać sztorm w morzu i gdy poprawią się warunki wejdzie do Władysławowa. Tymczasem oficer portu zaprzeczył słowom bosmana. - Generalnie, jeśli warunki pogodowe się nie pogorszą, to nie widzę żadnych przeciwwskazań żeby nie wchodzić - mówi. Można odnieść wrażenie, że pracowników portu pozostawiono samym sobie, a ci boją się podjąć decyzję. Do Polski przypłynie prawdopodobnie inna jednostka, nie "Aurora", której nazwy nie chcą podać organizatorzy. "Aurora", statek-klinika aborcyjna, odwiedza kraje, w których aborcja jest zakazana. Zabiera na pokład kobiety, które chcą usunąć ciążę, wypływa na międzynarodowe wody (12 mil od brzegu), gdzie przeprowadzany jest bezpłatnie zabieg przy pomocy nielegalnej w Polsce wczesnoporonnej tabletki znanej jako RU486. - Jeżeli ktoś zabija dziecko poczęte, to tak samo jakby zabijał takie, które już rośnie. Wydaje mi się, że jest to zabójstwo, W Polsce i tak kwitnie podziemie aborcyjne. Ja nie jestem zbulwersowany - takie opinie usłyszał reporter RMF od mieszkańców Władysławowa. Działań w sprawie "Aurory" domaga się od prokuratury Liga Polskich Rodzin. Troje jej posłów chce, by nie wpuszczono do krajowych portów pływającej kliniki aborcyjnej. W przypadku, gdyby jednostka dobiła do polskiego brzegu, posłowie żądają jej "zajęcia" przez organa ścigania. Przedwczoraj w puckiej prokuraturze złożyli oni zawiadomienie o prawdopodobieństwie popełnienie przestępstwa na "Aurorze". Według polskiego prawa karnego za nielegalne przerwanie ciąży, a nawet za pomoc lub nakłanianie do tego, grozi kara do 3 lat więzienia.