Interweniowała policja, która oddała strzały z broni gładkolufowej. Na boisku lepsi byli piłkarze biało-niebiescy, którzy wygrali z Arką II 1:0 (0:0) po golu Radosława Styna w 80. minucie. Rezerwy Lechii wiosnę zainaugurowały wygraną wyjazdową nad Czarnymi Pruszcz Gdański 4:0 (0:0). Nie pomogły nadzwyczajne względy bezpieczeństwa. - Na ochronę tego spotkania musieliśmy wydać więcej pieniędzy niż na wszystkie pozostałe w ciągu dwóch sezonów - podkreślał Stanisław Rajewicz, dyrektor Bałtyku. Klub zdecydował, że sprzeda bilety około 300 kibiców. Imprezę zabezpieczało aż 40 ochroniarzy. Firma, która podjęła się tych obowiązków znalazła się dopiero w... Gdańsku. "Taurus" na co dzień ochrania mecze Lechii. Bilety imienne, które przy wejściu na stadion należało okazać z dowodem tożsamości, kupili głównie sympatycy gospodarzy. Oni zajęli miejsca na trybunie przy bocznym boisku GOSiR. Nieliczni sympatycy Arki, którzy oficjalnie weszli na mecz, oglądali mecz z góry trybuny, od strony "klatki gości" głównego stadionu. Około 300-osobowa grupa w żółto-niebieskich barwach blisko pół godziny po rozpoczęciu spotkania pojawiła się na nasypie kolejowym. Rozpięto transparent: "Przez was nie ma dziś z nami wielu dobrych chłopaków". Atak z "torów" nastąpił zaraz po przerwie. Celem były dwa banery wywieszone przez Bałtyk za bramką od strony hali. Gospodarze napisali na nich: "Historii nie zmienicie! Tu jest nasz dom! Nasze życie! Olimpijska 5 na zawsze biało-niebieska" oraz "Metody Bałtyku znacie. DRWĘCA walczcie a przetrwacie". To drugie było wyrazem wsparcia dla piłkarzy z Nowego Miasta Lubawskiego, którzy dwa lata temu grali w II lidze, a teraz drużyna seniorów została zlikwidowana. Psuedokibice Arki obrzucali boisko kamieniami. Gdy w ich stronę ruszyła policja i ochrona, drugi atak przyszedł od strony sztucznej murawy. - Zostało tam wyłamane ogrodzenie - mówił jeden z ochroniarzy. Kilka osób niespodziewanie pojawiło się za bramką i zerwało banery. W ich stronę z trybun poszedł kontratak. Doszło do krótkiej walki na pięści. Policja zaprowadziła porządek. Około 70. minuty gry ludzie z nasypu kolejowego stracili... zainteresowanie meczem i poszli sobie. Delegaci okręgowego związku na gorąco nie chcieli odnosić się do zajść. - "Opiszemy wszystko jak było, a ewentualne sankcje podejmie na posiedzeniu Wydział Dyscypliny" - usłyszeliśmy. Nieoficjalne dowiedzieliśmy się, że wśród wniosków zajdzie się i taki, aby mecze podwyższonego ryzyka Bałtyku w Gdyni odbywały się na głównej płycie stadionu GOSiR! Wobec tych wydarzeń poczynania piłkarzy zeszły na dalszy plan. Zresztą w drugiej połowie futboliści nie kopali tylko piłki. Najpierw gra została przerwana, bo zespoły musiały oczyścić murawę z serpentyn, które niemal w całości zasłały trawę od strony trybun. Potem trzeba było z boiska pozbierać kamienie. Czynili to zawodnicy gospodarzy! Sędzia na około dziesięć minut przerwał mecz.