O postawieniu zarzutu poinformował w czwartek szef Prokuratury Rejonowej w Kwidzynie Piotr Jankowski. Wyjaśnił, że gdy tuż po zdarzeniu śledczy wydali polecenie wydania wózków, dyrektor próbował ukryć pojazdy spalinowe pomiędzy wózkami akumulatorowymi. Jankowski dodał, że śledczy czekają na pisemną opinię biegłego, który badał możliwe przyczyny nagromadzenia się czadu w hali Warmińskich Zakładów Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Kwidzynie. Wyjaśnił, że wstępnie, w rozmowach ze śledczymi biegły stwierdził, iż najbardziej prawdopodobnym źródłem zatrucia był właśnie czad wydobywający się z wózków spalinowych. Jak dodał szef kwidzyńskiej prokuratury, biegły wstępnie ocenił też, że hala, w której doszło do zdarzenia, praktycznie nie była wentylowana. - Był tam jeden otwór, który wpuszczał nieco powietrza, nie było jednak żadnego otworu umożliwiającego jego wylot - powiedział Jankowski. O postawieniu zarzutów dyrektorowi ds. technicznych poinformował w czwartek "Dziennik Bałtycki". W nocy z 25 na 26 lutego 90 pracowników Warmińskich Zakładów Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Kwidzynie trafiło do szpitali z powodu zatrucia czadem. Większość poszkodowanych po zbadaniu przez lekarzy została wypisana do domów, tylko jeden pracownik wymagał dwudniowej hospitalizacji. Tuż po zdarzeniu strażacy, którzy uczestniczyli w akcji ratunkowej wstępnie orzekli, że przyczyną zatrucia mogły być trzy spalinowe wózki widłowe wykorzystywane w hali. Jak ustalili strażacy, na początku akcji poziom stężenia tlenku węgla w pomieszczeniu przekraczał prawie dziesięciokrotnie dopuszczalne normy. Kwidzyńska prokuratura bada sprawę pod kątem narażenia życia lub zdrowia wielu osób w wyniku rozprzestrzenienia substancji trujących. Za popełnienie tego przestępstwa grozi od roku do 10 lat więzienia.