Pani Joanna, mieszkanka Gdyni, choruje na raka. Jechała do szpitala na kolejną chemioterapię. Kiedy wsiadła do autobusu linii 292, nie podejrzewała nawet, jaki horror może ją w nim spotkać. Razy i wyzwiska - Usiadłam tuż za kierowcą - opowiada pani Joanna. - Nagle obok mnie pojawiło się dwóch pijanych osiłków. Chciałam wstać i przesiąść się, ale zablokowali mi przejście. I wtedy się zaczęło. Wulgarne wyzwiska, poszturchiwanie, agresja. - To było coś strasznego - mówi z płaczem pani Joanna. - Nie mogłam wstać, wyjąć telefonu komórkowego, bo trzymali mnie za ręce. Jeden z nich butelką piwa uderzał mnie po żebrach. Pani Joanna zaczęła rozpaczliwie wołać o pomoc. Proszę pana, niech mi pan pomoże! Ratunku! - krzyczałam do kierowcy - opowiada kobieta. Ale nikt nie zareagował. Autobus był pełen pasażerów. Kierowca zatrzymywał się na kolejnych przystankach. Otwierał drzwi, zamykał je i jechał dalej. A dramat pani Joanny trwał. - Gdyby te bandziory miały nóż, to pewno by mnie zadźgały - twierdzi gdynianka. - Przy aprobacie pozostałych pasażerów pojazdu, z kierowcą na czele. Przeżyłam kilkadziesiąt lat, ale nigdy mi się coś podobnego nie zdarzyło. Miałam zaufanie do ludzi, jestem lekarzem. Teraz je straciłam. Pani Joanna w biurze obsługi klienta gdyńskiego Zakładu Komunikacji Miejskiej złożyła skargę. Pyta w niej o obowiązki spoczywające na kierowcy autobusu. - Każdy kierowca w sytuacjach nietypowych ma obowiązek zareagować - wyjaśnia Mariusz Józefowicz z działu projektowania komunikacji i kontaktów z mediami ZKM w Gdyni. - Posiada radiotelefon, za pomocą którego łączy się z Centralą Ruchu ZKM w Gdyni i przekazuje informacje o rodzaju zdarzenia i aktualnym położeniu pojazdu. W przypadku braku radiotelefonu, powinien użyć telefonu służbowego. Sam się bał Wygląda na to, że kierowca bał się podjąć interwencję. Być może uznał, że to tylko rozwścieczy napastników. Jak się dowiedzieliśmy, kierowcy autobusów często narażeni są na ataki ze strony pasażerów. To jednak nie usprawiedliwia kierującego pojazdem, który w żaden sposób nie pomógł maltretowanej kobiecie. - A przecież mógł zatrzymać autobus i zażądać od tych mężczyzn opuszczenia pojazdu pod groźbą niekontynuowania jazdy - mówi pani Joanna. - Zadzwonić z komórki na policję. Powiadomić swoją centralę. A on mi na koniec powiedział tylko: A co ja mogłem zrobić? - mówi wzburzona gdynianka. Kierowca prawdopodobnie zostanie ukarany naganą. Nie rozwiąże to jednak problemu bezpieczeństwa pasażerów. - Pani Joannie należą się przeprosiny z naszej strony - twierdzi Józefowicz. - Przede wszystkim za brak reakcji kierującego pojazdem i spotkaną przykrość. Wina leży ewidentnie po stronie kierowcy. Obiecujemy, że przypomnimy naszym firmom przewozowym treść zarządzenia dyrektora ZKM w sprawie zachowania w podobnych sytuacjach. I poprosimy, aby przypomnieli te zasady także swoim pracownikom - kierowcom. Izabela Małkowska izabela.malkowska@echomiasta.pl