- Status chłopca został już prawnie przesądzony. Prawdopodobnie rozpocznie się teraz poszukiwanie rodziny zastępczej. Już się zgłaszają rodziny, które chcą go adoptować, ale oczywiście, z racji tego, że chłopiec jest chory, adopcja nie może być dziełem przypadku - powiedział Zaborowski. Chłopczyk - nazwany Jasiem (jego prawdziwe imię i nazwisko to Paweł Iwanow) - urodził się na początku kwietnia ub. roku w Lublinie. Jego matka zrzekła się dziecka tuż po jego urodzeniu. Opiekunem zastępczym została młoda kobieta z Gdyni, która po pewnym czasie zrezygnowała z opieki nad dzieckiem. O deportację dziecka do Białorusi wystąpiły władze tego kraju. Lubelski sąd wydał nawet decyzję o wydaniu chłopca, lecz została ona wstrzymana na wniosek prokuratury. Polskie media opisujące historię dziecka wyrażały obawy, że chłopczyk na Białorusi nie będzie miał należytej, specjalnej opieki wymaganej przy jego chorobie. W poniedziałek Polak, mieszkaniec Lubelszczyzny, uznał Jasia za swego syna. To pozwoliło uznać chłopca za obywatela Polski, a tym samym dać mu szansę na pozostanie w naszym kraju. Mężczyzna zapowiedział jednocześnie, że zamierza zrzec się praw rodzicielskich, gdyż nie stać go na utrzymanie i leczenie tak chorego dziecka. Chłopczyk przebywa w szpitalu dziecięcym w Gdańsku. Trafił tam przed trzema tygodniami, gdy jeszcze obowiązywała decyzja o jego deportacji. Lekarze mieli zbadać czy stan chłopca pozwala na dłuższą podróż. Ponieważ stwierdzili u dziecka infekcję, zdecydowali się zatrzymać je w szpitalu. - W tej chwili stan chłopca jest na tyle dobry, że w tym tygodniu może już opuścić placówkę - powiedział Franciszek Bronk, wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Opieki Społecznej w Gdyni, który sprawuje formalną pieczę nad dzieckiem oraz gdynianką - jego tymczasową opiekunką. Po wyjściu ze szpitala chłopiec trafi właśnie do 24-letniej mieszkanki Gdyni. Wprawdzie kobieta nie chce już być rodziną zastępczą dla chłopca, podjęła się jednak opieki nad dzieckiem do momentu, aż zostanie uregulowana jego sytuacja prawna. Matka Jasia zwróciła się do wojewody lubelskiego z prośbą o zalegalizowanie swojego pobytu w naszym kraju. W piśmie do wojewody napisała m.in., że w Polsce przebywa od 1996 r. Ma troje dzieci, z których dwójka urodziła się w Lublinie i zna tylko język polski, chodzi do lubelskich szkół. Kobieta nie chce wracać na Białoruś w obawie przed szykanami.