Jutro Komisja Europejska powinna dostać komplet dokumentów zawierających szczegóły dotyczące restrukturyzacji obu trójmiejskich stoczni i sprzedaży Stoczni Gdynia SA. Chce ją kupić ISD Polska, spółka związana z potężnym ukraińskim Donbasem, który wcześniej stał się właścicielem gdańskiej stoczni. Ukraińcy chcą zainwestować łącznie 320 mln euro. Z kolei polski rząd ma spełnić dawne obietnice oddłużenia gdyńskiej stoczni i wpompować w nią kolejne 1,3 mld zł. Jeżeli Komisja Europejska dojdzie do wniosku, że stocznia ma szansę przynosić zyski, do przekształceń dojdzie szybko. Jeśli nie, Stocznia Gdynia będzie musiała oddać pomoc publiczną, jaką otrzymała w ostatnich latach. A to oznaczać będzie jej koniec. Tylko w pierwszym roku straty, jakie z tego wynikną, szacuje się na 5 mld zł. Zwolnienia pracowników to tylko jedna z konsekwencji. Poważne problemy będzie też miało około tysiąca firm związanych z przemysłem stoczniowym. Najpoważniejszą konsekwencją może być jednak koszt polityczny. Rząd Tuska będzie postrzegany jako ten, który doprowadził do upadku naszych stoczni. Jeśli Komisja Europejska zaakceptuje projekt kupna Stoczni Gdynia przez ukraiński Donbas, zakłady w Gdyni i Gdańsku zostaną zmodernizowane i ponownie połączone. Decyzja negatywna może oznaczać rozłożenie na łopatki całego przemysłu stoczniowego w kraju. Już jutro do Komisji Europejskiej trafią dokumenty, na podstawie których w ciągu dwóch tygodni mają zapaść ważne decyzje. Jeżeli komisja uzna, że plan restrukturyzacji gdańskiej i gdyńskiej stoczni jest dobry, tzn. gwarantuje, że zakłady więcej nie wyciągną ręki po publiczne pieniądze - zaakceptuje go. Wówczas do końca roku ISD Polska, która wcześniej kupiła Stocznię Gdańsk, stanie się właścicielem gdyńskiego zakładu. Oba przedsiębiorstwa mają zostać zmodernizowane (planowana suma inwestycji to 110 mln euro), znowu połączone i dalej produkować będą statki. Z pewnością nie uniknie się jednak cięć zatrudnienia w administracji. ISD Polska zakłada, że z powodu zacofanych technologii zakłady będą jeszcze przez trzy lata przynosić straty. A jeżeli nie Niestety, możliwy jest też negatywny scenariusz. Komisja odrzuca projekt restrukturyzacji. Stocznia Gdynia S.A. musi zwrócić 1,2 mld zł, a to oznacza upadłość zakładu. Na teren zakładu wchodzi syndyk, który sprzedaje wszystko co da się spieniężyć. Część tych funduszy pochłoną odszkodowania za zerwanie kontraktów na budowę już zamówionych statków. Skutki upadłości będą porażające. Zwolnienia pracowników to tylko jeden z problemów. Przemysł stoczniowy to system około tysiąca połączonych ze sobą firm. Zniknięcie stoczni musi oznaczać poważne problemy. Według szacunków tylko w pierwszym roku po upadku stoczni starty mogą wynieść nawet 5 mld zł. Na naszym podwórku dotyczyć to będzie chociażby: Centrum Techniki Okrętowej, Centrum Techniki Morskiej, firm Elmor, Hydrosfer, czy starogardzkiego Famosu. - Konsekwencją upadłości będzie też likwidacja biura konstrukcyjnego statków, które stanowi o sile naszego przemysłu - mówi Marek Lewandowski, szef stoczniowej "Solidarności". - Nie mogliśmy konkurować nowoczesnością jak Norwedzy, czy ceną jak stocznie chińskie. To, że byliśmy na rynku, było efektem pracy naszych konstruktorów. Wycofamy się Decyzja Komisji Europejskiej o ewentualnym zwrocie pomocy publicznej może przyczynić się do upadku jeszcze jednego zakładu - już sprywatyzowanej Stoczni Gdańsk. - Jeśli okaże się, że musimy oddać 760 mln zł pomocy publicznej, to wycofujemy się z całej inwestycji, ponieważ ta kwota przekracza wartość budowy nowej stoczni - mówi Jacek Łęski, rzecznik ISD Polska. Większość osób, z którymi w tej sprawie rozmawialiśmy uważa, że Komisja Europejska podejmie decyzję nie merytoryczną, lecz polityczną. - Robimy wszystko, żeby to się udało - twierdzi Maciej Wiewiór, rzecznik ministra skarbu i jednocześnie zaprzecza medialnym doniesieniom, że rządowi zależy na upadku stoczni. - Jednak, żeby komisję przekonać do naszych racji, potrzebny będzie jeden głos, jeśli będą rozbieżności między rządem a inwestorem, to nie mamy po co jechać do Brukseli - dodaje Jacek Łęski. Alina Wiśniewska