Mieszkańcy interweniowali u burmistrza. Chcą, aby lisy zniknęły z terenów miejskich. Niestety, ani służby leśne, ani myśliwi nie chcą w tym pomóc. Może więc trzeba nauczyć się z nimi żyć? Skąd wzięły się lisy? Lisów w Gniewie jest coraz więcej. Najczęściej żerują po zmierzchu na śmietnikach. To ich sposób na zdobycie pożywienia. W naturze, gdy ekosystemy nie są zaburzone, zwierzęta te żywią się głównie zającami i kuropatwami. Natomiast wygłodniałe lisy nie gardzą także jajkami wysiadywanymi przez łabędzie i kaczki. Zadowalają się nawet dżdżownicami, ślimakami, chrabąszczami, myszami, szczurami, a nawet larwami os, które pożerają razem z gniazdem. Lisy na swoje ofiary polują głównie o zmierzchu i nocą, a w spokojnych miejscach również w dzień. Pocieszeniem jest fakt, że tam gdzie są lisy, nie ma gryzoni. Jednak to mieszkańców Gniewu nie przekonuje. Kontrowersyjne szczepionki Jak się okazuje, wścieklizna, której najbardziej boją się mieszkańcy, nie wystąpiła w regionie od ponad 10 lat! To właśnie ta choroba regulowała populację lisów. Od czasu, gdy lisom podaje się szczepionkę, wszystko uległo zmianie. Wnikanie człowieka w prawa natury, jakim jest podawanie lisom szczepionek przeciwko wściekliźnie, doprowadziło w krótkim czasie do zaburzenia naturalnego ekosystemu na terenie całego naszego kraju - mówią specjaliści. Najpierw szczepionki przeciwko wściekliźnie stosowane były w województwach zachodnich, a następnie farmaceutyków tych zaczęto nagminnie używać już na terenie całego kraju. Na efekty tego działania nie trzeba było długo czekać. Spowodowało to błyskawiczne zmniejszanie się populacji zajęcy, kuropatw i wielu innych ptaków gniazdujących na ziemi. Nastąpił niekontrolowany wzrost populacji lisów. Specjaliści obawiają się nawet, że spadek populacji zajęcy i kuropatw, a więc dwóch podstawowych gatunków polskich pól i łąk nastąpił tak szybko, że możliwe jest wpisanie tych gatunków do "Czerwonej Księgi" (zwierzęta ginące). Lisom NIE! Burmistrz Gniewu Bogdan Badziong nie ukrywa, że ma z lisami nie lada problem. Mieszkańcy żądają od niego pozbycia się lisów z terenu miasta. Niestety, służby leśne czy myśliwi nie chcą podjąć współpracy w tym zakresie. Burmistrz dowiedział się jedynie, że lisy na terenie Gniewu należą do miasta na zasadzie... "domniemania". - Przecież ja nie kupię broni i nie będę strzelał do lisów! - wyjaśnia Bogdan Badziong. - Od tego są myśliwi. A może mam za nimi biegać z siatką na motyle? Odpowiednie służby mówią, że to mój problem i koło się zamyka. Konsultowałem tę sprawę ze wszystkimi, którzy powinni pomóc w takiej sytuacji i, niestety, współpracy nie mam się co spodziewać. Trudno ludzi uspokoić, choć tłumaczę im, że lisy nie stanowią zagrożenia i że dzięki nim nie mamy tłumów myszy i szczurów biegających po śmietnikach. A przecież nosicielami wścieklizny są także szczury! - Faktycznie, jest problem z dzikimi zwierzętami na terenach administracyjnych miast - mówi mecenas Kazimierz Smoliński. - Z ustawy "Prawo łowieckie" wynika, że zwierzęta łowne w stanie wolnym, a takimi są lisy, stanowią własność Skarbu Państwa. Jednakże brakuje uregulowań szczegółowych, kto w imieniu Skarbu Państwa miałby je odławiać. Przedstawiciele Skarbu Państwa w terenie, jakimi są starostowie i wojewodowie, przerzucają odpowiedzialność na gminy, na których terenie pojawiają się dzikie zwierzęta. Inspekcja Weterynaryjna, która odpowiada za zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt (w tym również dzikich), także twierdzi, że brak w tym zakresie szczegółowych uregulowań prawnych. Jednakże mimo braku tych uregulowań, lekarze weterynarii są zobowiązani ustalać, czy zwierzę nie przenosi chorób i w razie takiego zagrożenia zdecydować o jego uśpieniu lub odstrzale. Nie ma zagrożenia Jak wynika z informacji powiatowego lekarza weterynarii w Tczewie, mieszkańcy nie powinni obawiać się wścieklizny. - Gniew leży w bezpośrednim sąsiedztwie naturalnych siedlisk lisów. To głód sprawia, iż te zwierzęta zapuszczają się coraz dalej w poszukiwaniu pożywienia. Żerują na miejskich śmietnikach. Lisy na naszym terenie są szczepione dwa razy w roku. Na moje polecenie są odstrzeliwane w ilości ok. 60 sztuk w celach kontrolnych, czy nie mają wścieklizny. Do tej pory, od ponad 10 lat, nie zdarzył się ani jeden przypadek występowania tej choroby wśród lisów na naszym terenie. Prawdą jest, że m.in. z tego powodu zwiększyła się ich populacja. W momencie, gdy lisy nie będą znajdowały pożywienia na naszych śmietnikach, znikną z miasta. Zagrożenia ze strony tych zwierząt nie ma. Trudno raczej wyobrazić sobie sytuację, by myśliwi biegali po mieście i strzelali do lisów. Nie ma co wykładać też trucizny, bo mogą ją zjadać psy, czy koty. Pamiętajmy też, że lis jest naturalnym wrogiem myszy i szczurów, które ludziom przynoszą znacznie więcej szkód. Może więc trzeba nauczyć się z nimi żyć? Anna Maria Janowska