Podatek - choć powszechny w całym kraju - budził niemałe emocje. Wielu gdynian czuło się dyskryminowanych, ponieważ posiadacze innych zwierząt płacić miastu nie musieli. Obowiązkowe 36 zł było miastu ciężko wyegzekwować. Corocznie opłatę wnoszono za mniej niż 3 tys. czworonogów, choć szacuje się, że w Gdyni jest ich dziesięć razy więcej. Wpływy do miejskiej kasy były więc śladowe. - To, że uda nam się zarejestrować wszystkie psy w mieście to fikcja. Korzyść z tej opłaty z roku na rok malała - uzasadniał decyzję miejski skarbnik Krzysztof Szałucki. Zamiast pobierać opłatę, miasto chce lepiej informować swoich mieszkańców o obowiązkach wnikających z posiadania czworonogów. Obowiązkach już nie fiskalnych, lecz związanych m.in. ze sprzątaniem po swoich podopiecznych w miejscach publicznych. js