Duże, przestronne mieszkanie na poddaszu. Poprzez przeszklony dach widać niebo i uśpione miasto. W skromnie umeblowanym pokoju, na metalowym łóżku śpi Nomax. Uwagę widzów przyciągają puste butelki... Za chwilę jego i jego sąsiadów obudzi głos spikera i głośna muzyka Louisa Jordana. W życie Nomaxa, wbrew jego woli, wkracza pięciu braci Moe. Przybywają, by pocieszyć, skłonić do refleksji i zmobilizować do pozytywnego działania piosenkami - na scenie swing i blues... W spektaklu pojawiają się odniesienia do Szekspira, Kochanowskiego, Czechowa, do współczesnego filmu czy hip-hopu. Bo jest to historia ponadczasowa. - Uważam, i zawsze to powtarzam, że alkohol, narkotyki, anoreksja czy jakakolwiek inna słabość tego rodzaju, stanowi raczej skutek a nie przyczynę. Przyczyną zawsze jest samotność i brak szczęścia.(...) Nomax akurat pije, a współczesny człowiek, myślę, że robi te wszystkie rzeczy naraz, niestety - twierdzi reżyser Lubaszenko. Sześciu aktorów przez ponad półtorej godziny, prawie bez przerwy, śpiewa i tańczy. Wykazują się zarówno dobrą kondycją fizyczną, jak i sporym wachlarzem umiejętności: od stepowania po salta, od udziału w scenach komicznych po epizody dramatyczne... Wszystko przebiega sprawnie, płynnie, w dużym tempie, tworząc barwne widowisko. W gdyńskiej premierze musicalu wystąpili : Jakub Kornacki (Nomax), Tomasz Steciuk (No Moe), Michał Milowicz (Big Moe), Wojciech Dmochowski (Little Moe), Rafał Ostrowski (Eat Moe) i Robert Rozmus (Four Eyed Moe). Olafowi Lubaszence pomagali: Krzysztof Herdzin (współpraca muzyczna), Marek Pałucki (choreografia), Marek Chowaniec (scenografia) oraz Joanna Macha (kostiumy). Orkiestrę poprowadził kierownik muzyczny - Dariusz Różankiewicz. BB