55-letni pacjent trafił na SOR gdyńskiego szpitala w nocy 4 kwietnia 2018 r. Mężczyzna skarżył się na ból brzucha promieniujący do innych narządów oraz wymiotował, ale czuł się na tyle dobrze, że na oddział ratunkowy pojechał samodzielnie. Na miejscu oceniono, że wymaga pomocy, ale nie natychmiastowej. W kolejnych godzinach stan pacjenta się pogarszał. Przed południem doszło do zatrzymania akcji serca. Krążenia nie udało się przywrócił i pacjent zmarł. "Opierając się na błędnym i niedokładnym wywiadzie z pacjentem, personel szpitala przez ponad dziewięć godzin ignorował ewidentne objawy zawału serca, a tata do czasu, kiedy nastąpiło zatrzymanie krążenia, którego nie udało się już przywrócić, oczekiwał na przyjęcie w związku z podejrzewanym zapaleniem otrzewnej" - mówi w rozmowie z serwisem trojmiasto.pl syn 55-latka. Mężczyzna wyjaśnia, że z dokumentacji medycznej wynika, że nie zostały zachowane procedury medyczne, a leczenie było niezgodne z aktualną wiedzą i praktyką medyczną. Rodzina zmarłego zwróciła się o ustalenie przebiegu pobytu pacjenta na SOR-ze do Wojewódzkiej Komisji Ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych w Gdańsku. We wniosku wpisano najwyższą dopuszczaną kwotę odszkodowania i zadośćuczynienia, czyli 300 tys. zł. 6 grudnia 2019 komisja orzekła, że "doszło do zdarzenia medycznego polegającego na niezgodnym z aktualną wiedzą medyczną leczeniu skutkującym śmiercią" 55-latka. 27 marca spółka Szpitale Pomorskie odwołała się od decyzji i złożyła wniosek o ponowne rozpoznanie sprawy. Komisja ponownie stanęła po stronie rodziny zmarłego. Jak podaje serwis trojmiasto.pl, we wrześniu tego roku szpital, który nie zgadza się z decyzją komisji, ostatecznie zaproponował rodzinie 55-latka 2 tys. zł zadośćuczynienia. "W sprawie była wydana korzystna opinia biegłego, stwierdzająca, że przyczyna śmierci miała charakter ostry i że nie było związku pomiędzy zarzutami, które formułuje rodzina, a zgonem" - mówi serwisowi rzeczniczka spółki Małgorzata Pisarewicz."Wysokość zaproponowanego odszkodowania boli tym bardziej, że nikt ze strony Szpitali Pomorskich nie próbował się w tej sprawie z nami skontaktować, by cokolwiek wyjaśnić albo przeprosić" - komentuje syn zmarłego.