Trzynaścioro dzieci pojechało eskortowanym autobusem do szpitala zakaźnego przy ulicy Smoluchowskiego w Gdańsku, reszta karetkami do szpitali w Gdańsku, Gdyni i Wejherowie. - Do przedszkola cały czas przyjeżdżają rodzice, którzy nie wiedzą, co dzieje się z ich dziećmi. Po dwóch synów przyjechałem. Na razie nie mogę wejść do środka. Nie wiem, co się dzieje - mówi w rozmowie z reporterem z radiem RMF FM jeden ze zdezorientowanych ojców. W przedszkoli są także przedstawiciele sanepidu, którzy mają pobrać do badań próbki jedzenia. Niewykluczone, że w placówce doszło do masowego zatrucia pokarmowego. Wcześniej podejrzewano, że maluchy podtruły się tlenkiem węgla lub ulatniającym się gazem. Strażacy wykluczyli jednak taką możliwość. Mierniki nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Wykluczyliśmy zatrucie gazowe i chemiczne - powiedział Łukasz Płusa, rzecznik gdyńskiej strażacy pożarnej.