W tym roku festiwal rozpoczął się gatunkowo lżejszą formą - "Komedią omyłek" - przygotowaną przez laureatów Złotego Yoricka z Teatru Nowego w Łodzi. Minimalizm i prostota scenografii tego spektaklu sprawiły, że cała uwaga widzów skupiła się na tekście, a gra aktorów podkreśliła specyficzny rytm dramatu i celność języka Szekspira. Widzowie mieli możliwość obejrzenia aż trzech wersji "Makbeta" i "Hamleta". Niemiecki teatr Shakespeare und Partner z Bremy zagrał "Makbeta" w konwencji teatru elżbietańskiego - z oświetloną widownią, ograniczoną do minimum scenografią, jedynie męską pięcioosobową obsadą i nawiązywaniem bezpośredniego kontaktu z publicznością. Kijowski Teatr Dach swój "Prolog do Makbeta" właściwie wytańczył i wyśpiewał przy nieznacznym jedynie udziale narratora. Muzyka odwołująca się do tradycji śpiewów cerkiewnych, wprowadzające w trans bębny, mieniące się kolorami stroje i maski stworzyły - nieobcą Ukraińcom - magiczną atmosferę obrzędowości. "Makbet" Teatru Dramatycznego z Armenii zapowiadał się jak krwawa baśń: zmysłowe wiedźmy mówiły szeptem, Lady Makbet przykuwała uwagę urodą, słychać było dzwoneczki i śpiew ptaków, a refleksy światła odbijającego się od tafli wody migotały na twarzach aktorów, którzy co chwila zastygali w pozach przy wtórze grzmotów i błyskawic... Niestety, już po chwili spektakl zaczął być przewidywalny... Izraelski "Hamlet" Teatru Cameri zapamiętamy przede wszystkim dzięki ciekawemu rozwiązaniu przestrzeni scenicznej, porozbijanej na fragmenty i otaczającej widzów siedzących na obrotowych fotelach. W spektaklu nader interesująco zbudowano postać Hamleta, a równocześnie instrumentalnie wręcz pokazano role kobiece. Nie zabrakło wszak scen, które zaskakiwały i cieszyły poprzez swoją finezję. O sztuce "H." Teatru Wybrzeże z Gdańska można powiedzieć, że to przykład gry zespołowej. Inscenizacja, przeniesiona we współczesne realia Polski, rozgrywa się na terenie Stoczni Gdańskiej. Publiczność odbywa dosłowną i symboliczną podróż z bohaterami dramatu. "H." stanowi kopalnię odniesień i metafor. Sztuka "Hamlet - Gdzie lęgną się koszmary" w wykonaniu studentów z Danii porażała sceniczną martwotą. Dużo lepiej wypadli w "Miarka za miarkę" studenci z London Metropolitan University, którzy nie tylko sami świetnie się bawili, ale i w tę zabawę potrafili wciągnąć publiczność. "Trzy siostry" w wykonaniu reprezentantów Wyższej Szkoły Dramatycznej z Rosji to nie sztuka Czechowa a wersja "Króla Leara" przesycona wpływem dramaturgii i emocjonalności rosyjskiej, zakradająca się w najciemniejsze zaułki ludzkiej psychiki. To opowiadanie o tragedii ojca a nie króla. "Zimowa opowieść" białoruskiego Teatru Lalek wypadała najlepiej w scenach, w których artyści wykorzystywali lalki, marionetki i pacynki. Paradoksalnie: bardziej ożywiały one akcję niż aktorzy występujący z maskami na twarzach, tworzący obrazy wyjątkowo sztuczne i pozbawione wyrazu. "Romeo i Julia. Mit" Teatru Liepaja z Łotwy okazało się przedstawieniem bardzo mokrym, ale nie od łez, ale lejącej się strugami wody. W basenie i wokół niego rozgrywała się znaczna część spektaklu. W węgierskim "Śnie nocy letniej" teatru Uj Szinhaz bohaterzy wyłonili się z mgły i w takich plastycznych obrazach, na granicy snu i jawy, toczyła się intryga Oberona, gmatwająca losy młodych i zakochanych Ateńczyków. Festiwal zamknął występ włoskiego Teatru Lunarna, który pokazał "Wiele hałasu o nic". Pomimo tego, że kwestie nie były tłumaczone, aktorom udało się nawiązać kontakt z widzami. Ich południowy temperament i wyrazista gestykulacja sprawiły, że język niewerbalny stał się nośnikiem dość czytelnego przekazu. Siłą rzeczy straciła na tym gra słów zawarta w tekstach Szekspira. BB