W czasie piątkowej rozprawy sąd przesłuchał biegłych z zakresu rachunkowości oraz rozliczeń finansowych robót budowlanych. Eksperci ci mieli przygotować szczegółową ocenę wydatków, które od 1977 roku poniosły na utrzymanie i remonty domu władze publiczne oraz sami lokatorzy. Z opinii obu ekspertów wynikało, że - ze względu na brak dokumentacji - nie jest możliwe sporządzenie tego typu rzetelnego zestawienia wydatków. Eksperci byli w stanie określić dokładnie tylko nakłady poniesione przez gminę w 2006 i 2007 roku (było to ponad 74 tys. zł). Adwokat gminy Gdańsk złożył wiosek o powołanie zespołu biegłych (w tym eksperta od budownictwa), który byłby w stanie szacunkowo ocenić wartość poniesionych nakładów. Sąd odrzucił jednak ten wniosek i odroczył rozprawę do 16 grudnia, kiedy to mają zeznawać m.in. lokatorzy spornej kamienicy, występujący w procesie jako interwenienci uboczni. W czerwcu 2007 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał wydanie niemieckim spadkobiercom kamienicy przy ulicy Polanki 57/58. Od wyroku tego odwołało się miasto Gdańsk, które w końcu lat 70. przejęło kamienicę w zarząd. Podczas pierwszej rozprawy w kwietniu ub. roku adwokaci gminy Gdańsk argumentowali, że nieruchomość nie powinna być wydana niemieckim spadkobiercom, dopóki nie zrekompensują oni nakładów finansowych poniesionych przez władze publiczne od 1977 r. Kamienica przy ulicy Polanki, decyzją gdańskiego sądu grodzkiego, przywrócona została Augustowi Lindhoffowi, który nieruchomość tę stracił tuż po wojnie. Lindhoff zmarł w Gdańsku w 1963 r. Budynek po nim odziedziczyli spadkobiercy mieszkający w Niemczech. W 1977 r. okazało się, że administrujący kamienicą szwagier Lindhoffa nie jest w stanie jej utrzymać. Decyzją ówczesnego prezydenta Gdańska nieruchomość została przejęta w zarząd państwowy. Kilka lat temu pięciu krewnych Lindhoffa rozpoczęło starania o odzyskanie mienia. Władze Gdańska zapowiadają, że w przypadku niekorzystnego wyroku sądu zapewnią lokatorom kamienicy mieszkania zastępcze.