Operację naprawdę można określić dwoma słowami - "tajne/poufne". Reporter RMF próbował się dowiedzieć, czy faktycznie obraz trafił do Gdańska, ale zanim skończył zadawać pytanie, usłyszał: - Nic, jeszcze nie przywieziono. Nie pozwolono mu wejść jednak do jednej z sal Dworu Artusa, więc domyślił się, że obraz już w Gdańsku jest. Po jakimś czasie podejrzenia się potwierdziły. Jeden z pracowników Dworu tłumaczył: - Ze zrozumiałych powodów zawsze zachowujemy bezpieczeństwo. (...) Są ludzie, którzy chcieliby ten obraz mieć. Z środowisk kolekcjonerskich, to podejrzewam, że z biznesmenów na pewno któryś by chciał wyasygnować sumę 400-500 tys. dolarów. Pół miliona dolarów... Nie dziwi, że akcja była tajna.