Manifestanci, których jest około 2 tysięcy, zebrali się pod pomnikiem Poległych Stoczniowców. Z tego miejsca ruszyli główną ulicą miasta pod oddalony o dwa kilometry budynek Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. Delegacja protestujących chce spotkać się z wojewodą Janem Ryszardem Kurylczykiem. Do Gdańska zjechali członkowie związku z całego regionu. "Uzbrojeni" są w transparenty, flagi, gwizdki, w tle słychać piosenki Jacka Kaczmarskiego, barda "Solidarności" z lat 80. Manifestanci, podchodząc pod urząd, skandowali hasło "Złodzieje". Następnie podpalili opony, które nieśli ze sobą. Z płonącego stosu unoszą się kłęby czarnego dymu. Wybuchają petardy. Związkowcy krytykują rząd Leszka Millera i domagają się, by lewicowy gabinet rządził mądrzej niż dotychczas. Niedługo będziemy umierać z głodu - krzyczą pielęgniarki. Kolejarze grożą, że zablokują dworzec kolejowy. Trasę przemarszu ochrania kilkuset policjantów, szpaler funkcjonariuszy ustawiony jest też przed urzędem wojewódzkim.