Pracownicy kasy mówią, że dyrektor pogotowia zmieniła m.in. liczbę osób, które jeżdżą w karetce. - To musiało się wydać, bo dokumenty podrobione były prymitywnie - uważają urzędnicy kasy. - Te dokumenty są właściwie dokumentem prawnym i nie wolno na nich nanosić poprawek. Nie wolno przekreślać o ile nie są to parafowane zmiany - mówi Małgorzata Bartoszewska-Dogan pracująca w b. kasie. Dyrektor pogotowia nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności. - Propozycja umowy, jaką dostałam, nie była podpisana, w związku z tym błędy, które tam istniały - techniczne - miałam prawo sama poprawić, tym bardziej, że dostałam ultimatum podpisania tej umowy w ciągu 24 godzin - twierdzi Dorota Dygaszewicz. Teraz obie strony oskarżają się wzajemnie o łamanie podstawowych zasad współpracy, a wyjaśnienia sporu szuka prokuratura.