Eva Peron (Łukasz Konopka ) do tego stopnia uwierzyła w twór swej wyobraźni, że nie tylko jest zachwycona na widok obrazów z jej udziałem, ale ona patrzy na siebie jak przeciętny obywatel Argentyny: z uwielbieniem i zachwytem! Evicie udało się odkryć sekret na sukces polityczny i medialny: stworzyła siebie na użytek publiczny. Ale co kryje się za szczelnie zamkniętymi drzwiami, za którymi wszystko podlega szczegółowej analizie i kontroli, by móc zaistnieć na zewnątrz? Peron (Krzysztof Gordon ) działa na zasadzie mechanizmu on/off. W założeniu pozostaje całkowicie wyłączony, kryjąc się za maską ciągłej migreny. Fizycznie obecny i absolutnie realnie nieobecny. Jest tylko chwila, w której przez moment dotyka Evitę i ożywa, gdy wraca do wspomnień, z czułością opowiadając o żonie. Eva choć ciągle jeszcze żywa dla niego jakby już umarła, bo nic już nie może zdziałać i osiągnąć, jako jednostka. Jej los jest przesądzony, prawie dokończony... Matka bardziej niż rodzicielkę przypomina hienę, I jak przystało na padlinożercę jest wytrwała w zdobywaniu łupu. Krąży wokół zdobyczy ustawicznie, przeganiana wraca do skutku, bo tylko to się liczy. Nawet wulgaryzmy w jej ustach brzmią śmiesznie, bo bardziej tragikomicznie być już nie może. A ludzka odporność psychiczna też ma swoje granice. Spektakl jest doskonałym studium kreacji pozornego świata na zamówienie. W swoich czasach Eva Peron doskonale zdiagnozowała społeczne wymagania politycznego wizerunku i konsekwentnie go realizowała. Obecnie dla polityków pracuje już cały sztab ludzi: speców od PR, marketingu politycznego, wizażystów i trenerów, tworząc bożyszcze dla mas na miarę potrzeb i oczekiwań. Społeczeństwo nie jest przy tym jedynie ofiarą skrzętnie programowanych psychomanipulacji, bo samo wywiera swą postawą ogromną presję na ludzi na szczytach władzy. A jaki jest prywatny świat wybrańców losu? Otoczeni luksusem, zbytkami, gadżetami i ludźmi skrzętnie wykonującymi ich polecenia, bywają czasem przeraźliwie samotni. A im mniejszy dysonans między osobą a jej wykreowanym wizerunkiem, tym większa szansa nie tylko na sukces, ale i szczęście. Bo można zawładnąć duszami i rozumem tłumu, ale nie bliskimi, którzy znają nas naprawdę. Tymczasem Evita do końca próbuje drobiazgowo i efektownie zaplanować swoje zejście ze sceny. Szarpie się emocjonalnie zamiast szukać ukojenia i pocieszenia, przebywając wśród najbliższych sobie ludzi... Reżyser Kuba Kowalski pokazał w swej inscenizacji wyraźnie skontrastowane postaci: biernego i mechanicznego Perona, nadreaktywną i kreatywną Evitę, służalczą Pielęgniarkę (Wanda Skorny), cynicznego, czasem chamskiego i zaćpanego Ibizę (Maciej Konopiński) oraz karykaturalną Matkę. Klimatu dopełnia muzyka w wykonaniu Marcina Krzyżanowskiego. Świetnym pomysłem scenograficznym było zabudowanie tyłu sceny ogromnymi szafami z obrotowymi drzwiami. Matowa ich strona stanowiła tło do projekcji medialnej, a strona lustrzana tworzyła obrazy bohaterów - zniekształcone i rozmyte. Przedstawienie miało też znamienne zakończenie. Przebrana za Evitę pielęgniarka spoczywa na sarkofagu, Peron z powagą występuje z pożegnalną mową, a mężczyzna,grający Evę wychodzi drzwiami dla publiczności. Aktor z beznamiętnym wyrazem twarzy udaje się do szatni, pozostając jednak pod czujnym okiem kamery. Szuka jakiegoś płaszcza, idzie do toalety i oddaje się czynnościom fizjologicznym. Z ust prezydenta padają kolejne słowa o ukochanej, umiłowanej, pozostającej na zawsze... Tytułowa Eva właśnie wyjmuje z kieszeni portfel i przygląda się swemu odbiciu i fotografii ze zdobytego dowodu. Świat Evy Peron jest już w naszej rzeczywistości. Postać wychodzi z teatru i gdzieś ginie wśród przechodniów... BB