Jak poinformowała w środę szefowa prokuratury Gdańsk- Śródmieście Renata Klonowska, w dostarczonej prokuratorom opinii biegły napisał o "naruszeniu większości przepisów obowiązujących przy wykonywaniu prac podwodnych". Zatrudniony na co dzień w Marynarce Wojennej ekspert wskazał m.in. na brak lin czy innych środków zabezpieczających nurków przed upadkiem na większą głębokość. Nie było więc możliwości wydobycia spod wody nurka, który źle się poczuł i zaczął opadać na dno. Biegły zwrócił też uwagę na to, że nurkowie nie mieli łączności bezprzewodowej i lin sygnałowych, za pomocą których mogliby komunikować się z ekipą znajdującą się na powierzchni. Ani nurek, który zasłabł, ani jego kolega nie mieli więc szansy poprosić o pomoc. Poza tym ekspert zauważył, że nurkowie zeszli pod wodę wyposażeni w nieodpowiedni sprzęt - aparaty oddechowe, które mieli, nie spełniały wymogów koniecznych do prac, jakie wykonywali. Zdaniem prokuratorów, opinia eksperta daje podstawy do przedstawienia zarzutów w tym, prowadzonym dotąd "w sprawie", śledztwie. Kto dokładnie i jakie zarzuty usłyszy, prokuratorzy zdecydują po dokładnym przeanalizowaniu tej i innych ekspertyz. Do wypadku doszło we wrześniu ubiegłego roku kilkadziesiąt kilometrów na północ od Władysławowa. Dwóch nurków z trójmiejskiej firmy Marine Dive wykonywało prace podwodne przy jednej z platform bezzałogowych Petrobalticu. Jeden z mężczyzn zasłabł na głębokości 35 metrów i zaczął opadać na dno. Kolega, narażając własne życie, wyciągnął nieprzytomnego na powierzchnię. Wezwano śmigłowiec z ekipą medyczną na pokładzie. Niestety, reanimacja zakończyła się niepowodzeniem. Kilka miesięcy temu prokuratura otrzymała już w sprawie wypadku inną, wstępną ekspertyzę, na temat przyczyn zasłabnięcia nurka. Specjaliści, również z Marynarki Wojennej, po wstępnym zbadaniu zawartości butli nurka, stwierdzili, że do jej napełnienia użyto mieszanki oddechowej o niewłaściwym składzie.