Naczynia wydobyto z dna Morza Bałtyckiego latem tego roku, w trakcie dwóch wypraw badawczych zorganizowanych wspólnie przez CMM i Marynarkę Wojenną. Muzeum postanowiło sprawdzić, czym jest mętna jasnobrązowa ciecz w butelce oraz tłuszczowata substancja ze słoja. Jak powiedział dr Stanisław Kmieciak z gdyńskiego Laboratorium J.S. Hamilton, który przeprowadził badania, początkowo sądził on, że w butelce znajdowało się wino. Ekspertyza wykazała jednak, że płyn zawiera 3,29 proc. alkoholu, a jego "moc" najprawdopodobniej niewiele się zmieniła w czasie leżakowania naczynia na dnie morza. - Badania pozwoliły ustalić, że butelka była szczelnie zamknięta - w jej wnętrzu nie znaleźliśmy bowiem żadnych śladów morskiej wody - wyjaśnił Kmieciak. Dodał, że do produkcji piwa użyto wysoko zmineralizowanej, nieuzdatnionej wody. - Zawierała ona m.in. duże ilości sodu, potasu, fosforu, magnezu, żelaza czy cynku - wyjaśnił. W wodzie były też szkodliwe pierwiastki - rtęć, arsen, kadm i ołów. - Występowały one jednak w niewielkich ilościach, dopuszczalnych nawet w surowych, dziś obowiązujących normach - powiedział. Jego zdaniem, napój spełnia niemal wszystkie przyjęte w dzisiejszych czasach kryteria, poza jednym: na skutek działania użytych do jego wyrobu drożdży piwo wydziela nieprzyjemny zapach. Płyn zawiera niewielkie ilości goryczki powstałej w procesie obróbki chmielu. I to właśnie przesądziło o ostatecznym werdykcie. - Poziom goryczki był tak niewielki, że współcześni browarnicy nie uznaliby tego płynu za piwo. Widocznie jednak przed laty takie obowiązywały standardy - przyznał. Trudniej było zbadać zawartość słoja. - Od razu podejrzewaliśmy, że jest to jakiś tłuszcz; mógł to być jednak zarówno smalec, jak i łój czy olej, bo niektóre oleje przybierają postać nie płynną, a stałą - wyjaśnił Kmieciak. Dodał, że problem polegał na tym, że substancja była przez ponad 200 lat wystawiona na działanie wody morskiej, gdyż słój był otwarty. Eksperci stwierdzili jednak, że naczynie zawierało masło. Wskazuje na to obecność charakterystycznych dla masła kwasów tłuszczowych oraz steroli - mówił. CMM postanowiło, że oba naczynia wraz z zawartością wejdą w skład muzealnej ekspozycji. - Musimy się tylko zastanowić, jak to zorganizować; masło, by przetrwać jak najdłużej, powinno przebywać w chłodzie - powiedziała Iwona Pomian, archeolog zajmująca się w CMM badaniami podwodnymi. Sporych rozmiarów kamionkowy słój oraz butelkę wydobyto z wraku żaglowca leżącego na dnie Bałtyku na północ od Helu. O istnieniu wraku, zalegającego na głębokości ok. 80 m, archeolodzy podwodni z CMM dowiedzieli się dwa lata temu od firmy Petrobaltic, która trafiła na żaglowiec w czasie wykonywanych przez siebie prac. Dzięki pomocy Marynarki Wojennej w lipcu tego roku archeolodzy zorganizowali pierwszą wyprawę. Za pomocą kamer zainstalowanych na pojeździe podwodnym wykonano dokumentację filmową. Na zdjęciach widoczne były m.in. duże ilości worków ze zbożem, którego część udało się wydobyć na powierzchnię. Jednostkę ochrzczono mianem "Zbożowiec". Podczas dwóch wypraw - lipcowej oraz sierpniowej - na powierzchnię wydobyto m.in. kilka naczyń, w tym butelkę i słój. Podniesiono też z dna fragmenty drewna, z którego był zbudowany żaglowiec. Przekazano je prof. Tomaszowi Ważnemu, specjalizującemu się w badaniach dendrochronologicznych. Na podstawie układu słojów pozwalają one określić moment ścięcia drzewa, z którego wykonano dany przedmiot, oraz przybliżone miejsce, w którym ono rosło. Opierając się na charakterystycznym kształcie liczącego sobie ok. 30 m żaglowca pracownicy CMM sądzą, że "Zbożowiec" może pochodzić z XVII bądź XVIII wieku. Jak wyjaśnili archeolodzy, wyładowany towarami żaglowiec świetnie się zachował: przetrwał nawet takielunek, łącznie z linami. Zniszczeniu, którego sprawcą były najprawdopodobniej trałujące rybackie sieci, uległa tylko część konstrukcji na rufie i dziobie statku. Archeolodzy planują kolejne wyprawy. - Być może wydobędziemy jeszcze na powierzchnie pojedyncze przedmioty, ale najważniejsze jest zachowanie wraku w jak najlepszej formie dla przyszłych badaczy - wyjaśniła Pomian.