Jak poinformował we wtorek naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Adam Borzyszkowski, w tej chwili prokuratura dokładnie analizuje opinię sporządzoną przez psychiatrów, którzy przez kilka tygodni badali Andrzeja G. Borzyszkowski przypomniał, iż biegli uznali, że G. w momencie popełnienia zabójstwa był niepoczytalny z powodu choroby psychicznej, co oznacza, że nie może odpowiadać karnie za wspomniany czyn. Był niepoczytalny Psychiatrzy orzekli też, że zachowanie mężczyzny miało charakter incydentalny i nie stanowi on zagrożenia dla siebie czy otoczenia, wskazali także na konieczność leczenia mężczyzny po zwolnieniu do domu (stało się to w poniedziałek - przyp. red.). - Zastanawiamy się nad powołaniem za jakiś czas biegłych, którzy ocenią aktualny stan psychiczny Andrzeja G., sprawdzą też, czy pozostaje on pod stałą opieką psychiatrów i przyjmuje zapisane mu leki - powiedział Borzyszkowski. Postępowanie jest kontynuowane Jak dodał prokurator, postępowanie w sprawie zabójstwa w sztumskim więzieniu jest kontynuowane. Prokuratorzy nadal wyjaśniają, czy w dniu zabójstwa nie doszło do przekroczenia uprawnień ze strony pracowników więzienia. Z informacji PAP wynika, iż dotychczasowe ustalenia nie wskazują na to, by doszło tu do nieprawidłowości. Zabójstwo miało miejsce 9 października ubiegłego roku. Dyrektor wszedł do celi, w której przebywało dwóch więźniów. Ofiara zmarła z wykrwawienia Jeden z osadzonych wyszedł na zewnątrz, drzwi do celi nie zostały do końca zamknięte. Dyrektor zaatakował więźnia w celi nożem kuchennym. Rany zostały zadane w okolice szyi, prawej pachy i w klatkę piersiową. Zwłoki ofiary odkrył po powrocie do celi drugi więzień. Mężczyzna zmarł z wykrwawienia. Dyrektor po zabójstwie wrócił do swojego gabinetu i poprosił podwładnych, aby wezwali policję, przyznając, że zabił skazanego. Andrzej G. został zatrzymany i zawieszony w obowiązkach służbowych. Tuż po zdarzeniu sprawiał wrażenie nieobecnego; jak to określili śledczy, "jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, co się stało". "Nie wiedziałem, co robię" Ze względu na stan mężczyzny prokuratorzy przesłuchali Andrzeja G. dopiero dwa dni po zabójstwie. Przed wejściem na przesłuchanie na pytanie dziennikarzy, dlaczego zabił więźnia, odpowiedział: "Nie wiedziałem, co robię, byłem tego nieświadomy". W trakcie przesłuchania w prokuraturze G. przyznał się do winy, odmówił jednak składania wyjaśnień oraz odpowiedzi na pytania śledczych. Mężczyzna został tymczasowo aresztowany. Zanim feralnego dnia dyrektor udał się do Zakładu Karnego, zostawił w swoim domu list. Prokuratura nie ujawniła jego treści. Andrzej G. pracował w Służbie Więziennej 25 lat, z czego sześć ostatnich kierował jednostką w Sztumie, wcześniej był dyrektorem Aresztu Śledczego w Elblągu. Z wykształcenia jest psychologiem. Rzecznik Prasowy Służby Więziennej Luiza Sałapa poinformowała we wtorek, że - jeszcze w trakcie pobytu w areszcie - Andrzej G. wystąpił z wnioskiem o przeniesienie go na emeryturę. - Stało się to z dniem 1 listopada (ubiegłego roku) - powiedziała rzecznik. Skazany bywał agresywny Ofiara - skazany Józef S. - odsiadywał liczne wyroki za kradzieże, koniec jego kary przypadał na 2030 r. Według funkcjonariuszy Służby Więziennejc, znany był z roszczeniowej postawy oraz pisania licznych skarg, zażaleń i pozwów. Skargi te w większości dotyczyły niewłaściwego sposobu leczenia: Józef S. poruszał się na wózku inwalidzkim i cierpiał na bóle kręgosłupa. Jednym z adresatów skarg był dyrektor Zakładu Karnego w Sztumie. Tuż po zabójstwie do Sztumu udał się zespół kontrolny resortu sprawiedliwości i Służby Więziennej. Zespół ten nie stwierdził nieprawidłowości w działaniach funkcjonariuszy. Zakład Karny w Sztumie to więzienie typu zamkniętego przeznaczone dla mężczyzn recydywistów.