Dwadzieścia dwa punkty różnicy to minimalny wymiar kary, na jaką zasłużyli w środę podopieczni Tomasa Pacesasa. W czwartej kwarcie przewaga gospodarzy przekraczała bowiem 30 punktów. Początek spotkania nie zapowiadał takiej lekcji koszykówki - przez dłuższy czas zawodnicy z Gdyni grali jak równy z równym. Gdy wydawało się, że pierwsza kwarta zakończy się wynikiem w okolicach remisu, dwa błędy w obronie sprawiły, że rywale odskoczyli na osiem punktów. W drugiej kwarcie Real mógł już spokojnie kontrolować mecz i wykorzystywać niedokładność zawodników Asseco Prokomu (w drugiej kwarcie 10 strat, w całym meczu aż 20). Dzięki dobrej skuteczności rywale mistrzów Polski bez wysiłku powiększali prowadzenie i praktycznie rozstrzygnęli mecz - w tej części gry pozwolili gościom zdobyć zaledwie 11 punktów. Druga połowa spotkania to już popis Realu - zawodnicy byli wyraźnie rozluźnieni dużym prowadzeniem i widać było, że cieszą się grą. Z kolei koszykarze z Gdyni pokazali, że nie może być jeszcze mowy o nazywaniu ich drużyną - niemal wszystkie akcje zawodnicy próbwali rozgrywać indywidualnie. Przez to w całym spotkaniu polski klub zanotował zaledwie 10 asyst, wobec 24 rywali. Kolejnym rywalem Asseco Prokomu będzie za tydzień drużyna Armani Jeans Mediolan, która w czwartek wygrała na wyjeździe z EWE B. Oldenburg 79:70.