We wtorek naczelnik oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Gdańsku, prokurator Maciej Schulz pojechał do Malborka, by obejrzeć zbiorowy grób i spotkać się m.in. z osobami nadzorującymi ekshumację. - Ustaliliśmy przebieg działań na najbliższy czas, ale o szczegółach nie chcę mówić - powiedział Schulz po zakończeniu wizyty dodając, że było to spotkanie organizacyjne, pierwsze po tym, jak w ostatni czwartek IPN przejął śledztwo od Prokuratury Rejonowej w Malborku. Jak powiedział prokurator Schulz, w czasie wizyty w Malborku uzyskał też m.in. informacje o pracach, jakie wcześniej prowadzone były w miejscu, gdzie znajduje się mogiła. - Na początku lat 80. ub. wieku poprowadzono tędy ciepłociąg. Ktoś, kto wykonywał te prace, musiał natrafić na szczątki. Najprawdopodobniej jednak nie zgłosił nikomu tego faktu i po prostu prowadził inwestycję dalej - powiedział Schulz. Schulz jest przekonany, iż nie nagłaśnianie w latach 80. ubiegłego wieku sprawy znalezienia szczątków wynikało z chęci uniknięcia kłopotów i szybkiego zakończenia inwestycji, a nie z chęci zatuszowanie faktu odkrycia mogiły (takie przypuszczenie pojawiło się w ostatni weekend w "Wiadomościach" TVP). Na szczątki pochowane na jednej z działek w centrum Malborka natrafiono w październiku ub.r. podczas prac poprzedzających budowę hotelu. Prace przy ekshumacji ciągle trwają. Dotąd z ziemi wydobyto szczątki ponad 1850 ludzi, zarówno kobiet, mężczyzn, jak i dzieci. Kilkanaście czaszek nosi ślady po kulach. Przy szczątkach nie znaleziono żadnych przedmiotów osobistych czy choćby fragmentów dokumentów, które mogłyby wskazywać na narodowość pochowanych osób. Zdaniem prokuratora Schulza, w oparciu o dotąd zebrane materiały najbardziej prawdopodobne jest, że w mogile pochowano cywilnych mieszkańców Malborka, którzy zginęli lub umarli - z powodu różnych chorób czy głodu, w zimie na przełomie 1944 i 1945 roku: przed, w trakcie oraz po walkach, jakie toczyły o to miasto wojska niemieckie i rosyjskie. - Oprócz mieszkańców Malborka mogiła może kryć także szczątki mieszkańców Prus Wschodnich, którzy mogli zginąć czy umrzeć w czasie ucieczki przed Rosjanami - powiedział Schulz dodając, że za taką tezą przemawia choćby fakt, że w Malborku istniał duży węzeł kolejowy. Schulz sądzi, że w miejscu, gdzie znaleziono grób mogło istnieć jakieś naturalne zagłębienie - np. lej po bombie, do którego zwieziono ciała znalezione na terenie miasta wiosną 1945 roku. "Przed pochówkiem ciała mogły zostać rozebrane, a ubrania spalone w obawie przed jakąś epidemią" - wyjaśnia prokurator. Pracownik Muzeum Zamkowego w Malborku i jednocześnie znawca historii Malborka Bernard Jesionowski powiedział, że w końcu 1944 roku niemieckie dowództwo rozkazało ludności cywilnej opuścić Malbork, jednak spora grupa osób nie posłuchała tego nakazu. W mieście miało pozostać około 4 tys. cywilów. "Los części z nich - według różnych źródeł od kilkuset do 1,5 tysiąca osób - dotąd był nieznany" - powiedział Jesionowski. Jak poinformowała PAP prokurator Schulz w aktach sprawy przekazanej IPN przez prokuraturę rejonową w Malborku znajduje się udostępniona przez niemieckie organizacje lista ok. 1800 osób, które mieszkały w Malborku w końcu II wojny światowej, a których losów po 1945 nie udało się dotąd ustalić. Przejmując w ub. tygodniu śledztwo prokurator Schulz poinformował, że w jego ramach gdański IPN chce przeprowadzić kwerendę w archiwach własnych i innych instytucji, które mogą posiadać dokumenty związane z wydarzeniami, jakie miały miejsce w Malborku w 1945 roku. Instytut ma też spróbować dotrzeć do ludzi, którzy mieszkali wówczas w mieście. Gdański IPN przejął sprawę zbiorowej mogiły od prokuratury w Malborku po konsultacji między obiema instytucjami. - Stwierdziliśmy, że jeśli w tej sprawie doszło do jakiegokolwiek przestępstwa, to do takiego, którym właśnie my - a nie prokuratura rejonowa, powinniśmy się zająć - powiedział wówczas Schulz.