- Do gry na trąbce namówili mnie mama i brat - wspomina Marcin Budziński, piłkarz Arki, który coraz częściej występuje w pierwszej drużynie. - Miałem jakieś 10 lat. Dostałem się do szkoły muzycznej. Było ciężko, bo równocześnie trenowałem w klubie (Mamry Giżycko). Często zajęcia w szkole muzycznej kolidowały z piłkarskimi i odwrotnie. Wszystko pogmatwało się jeszcze bardziej, kiedy Budziński dostał się do szkoły średniej i miał kontynuować muzyczną pasję. Mniej więcej w tym samym czasie wpadł w oko trenerowi Jackowi Dziubińskiemu. - To było podczas meczu kadry Pomorza z kadrą Warmińsko-Mazurskiego - wyjaśnia młody arkowiec. - Trener Dziubiński mnie wypatrzył, a później namawiał, żebym przeniósł się do Gdyni. Oprócz szans na rozwój kariery (na Warmii i Mazurach już dawno nie ma zespołu na poziomie ekstraklasy), o przeprowadzce do Gdyni zadecydował jeszcze jeden aspekt. Bliskość wody - Pochodzę z Mazur, więc uwielbiam jeziora - śmieje się Marcin. - Kiedy czasem wyjeżdżam latem w góry, to na dłuższą metę czuję, że to nie to. Czuję się zdecydowanie lepiej blisko wody. Miasto nad Bałtykiem jest więc dla mnie dobrym miejscem. Szczególnie podoba mi się Gdynia i Sopot. Jako 15-latek spakował więc bagaże i przyjechał do Gdyni. Tutaj uczył się w szkółce piłkarskiej. Jednocześnie coraz bardziej nie po drodze było mu z muzyką. - Mój nauczyciel trąbki Janusz Ciepliński namawiał mnie, żebym zrezygnował z piłki - mówi jeden z najzdolniejszych piłkarzy Arki. - Powtarzał mi, że zawodnikiem nie będę przez całe życie, a jako muzyk mogę jeszcze długo kontynuować karierę. Na razie mieszkam na stancji z klubowym kolegą, więc nie brałem ze sobą trąbki. Mam na to czas. Budziński postawił na sport. Utwierdza się w przekonaniu, że dobrze postąpił od momentu, kiedy coraz częściej wybiega na boisku w żółto-niebieskiej koszulce. Trener Czesław Michniewicz stawia na młodego piłkarza. Dał mu szansę na debiut w Warszawie przeciwko Legii. Możliwość gry z takimi zespołami, jak ŁKS czy Wisła Kraków daje pomocnikowi dużą motywację. - Nie odciąłem się jednak zupełnie od muzyki - zapewnia Budziński. - Wciąż mógłbym grać w zespole jazzowym przy Giżyckim Centrum Kultury, który nazywa się "Big Ben". Preferujemy tam jazz standardowy, nowoorleański. Lubię muzykę klasyczną oraz orkiestrową muzykę filmową. Genialni są klasycy wiedeńscy - Mozart i Bach. Wspólne kolędowanie Bez nauczyciela przy boku nie jest jednak łatwo. Okazjami do przypomnienia sobie gry są spotkania rodzinne w czasie świąt. Najlepszą okazją jest oczywiście Boże Narodzenie. Cała rodzina czeka wtedy, aż zdolny piłkarz z braćmi zacznie kolędować. - Mama początkowo przekonywała mnie, żebym wybrał trąbkę. Tata nie miał określonego zdania, ale z czasem jako mężczyzna wolał piłkę nożną. Teraz oboje wspierają mnie i kibicują w karierze sportowej - dodaje Budziński. Młody zawodnik chciałby przebić się na stałe do pierwszego składu Arki. Jego sportowym marzeniem jest jednak gra na Wyspach Brytyjskich. Uwielbia Chelsea. Jego idolami są oczywiście środkowi pomocnicy - Frank Lampard oraz Steven Gerrard. Rafał Rusiecki rafal.rusiecki@echomiasta.pl