Demonstranci mieli ze sobą transparenty z takimi hasłami jak: "Ograniczanie kontaktów z ojcem jest krzywdą dziecka", "Bronimy nasze dzieci przed chorym systemem rodzinnym". Skarżyli się dziennikarzom, że mimo prawomocnych wyroków, nie mogą kontaktować się ze swoimi córkami i synami, gdyż przeciwne są temu matki dzieci. Demonstrujący twierdzili, że sądy rodzinne w żaden sposób nie są w stanie wymóc na tych matkach, by umożliwiły kontakt dzieci z ich ojcami. "Matce wymierza się np. 200-300 zł grzywny. Ona to płaci i sprawa się zamyka. Albo nie płaci grzywny, odwołuje się od tego i w końcu sąd przyznaje jej rację"- mówił chcący zachować anonimowość Krzysztof z Gdańska. - Sfeminizowane sądy rodzinne przerzucają konflikt rodziców na dzieci. My to nazywamy "solidarnością jajników" -powiedział Krzysztof Gawryszczak, prezes Stowarzyszenia "Ojcowie z Trójmiasta", które zorganizowało manifestację. W jego przypadku sąd rodzinny pozwolił, aby mógł się widywać z 9- letnim synem tylko przez 72 godziny w roku. "Od siedmiu lat walczę przed sądem, aby zwiększyć kontakt z synem. To jest jakaś totalna bzdura. Jak w tak krótkim czasie można nawiązać więzi rodzinne z dzieckiem, a dodatkowo matka utrudnia jeszcze kontakt? Ojciec jest traktowany w tej sytuacji jak bankomat" - ocenił Gawryszczak. Rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku Rafał Terlecki zapewnił natomiast dziennikarzy, że sądy rodzinne nie stawiają żadnej z płci w uprzywilejowanej sytuacji. "Sąd sprawdza tylko, która ze stron bardziej nadaje się do stałej opieki i wychowania dziecka" - podkreślił.