- Ludzie wchodzą, a co gorsza skaczą do wody, gdzie popadnie. Na niestrzeżonym kąpielisku topiący się nie ma większych szans na przeżycie. Zanim dotarłby do niego ratownik, minęłoby kilkanaście minut. Jeśli ratujący nie przystąpi do działania natychmiast, to w wielu wypadkach dochodzi do tragedii - przestrzega Mirek Kukułka, instruktor ratownictwa morskiego. Co gorsza, ratownicy wodni skarżą się, że ani straż miejska, ani policja, nie reaguje na ich wezwania do pijackich burd na plażach, a właśnie w czasie takich zakrapianych imprez najczęściej dochodzi do utonięć.