Ho Sin Hang poszukuje w muzyce kompozytora uczuć, doznań, które mogą mu posłużyć do zobrazowania epizodów z życia artysty.Tymczasem Emil Wesołowski wykorzystuje Koncert fortepianowy f-moll, op.21 do kontynuacji swojej wcześniejszej choreografii - "Powracające fale". Utwór Chopina niesie odpowiedni ładunek emocjonalny, ale nie wykluczone, że dałoby się wykorzystać inne, równie bogate w muzyczną treść dzieło. Na kompozycję Hanga składa się praca całego zespołu, z wyraźnymi kreacjami solistów. A polski choreograf tworzy teatr jednej tancerki, reszta uczestników to prawie żywa scenografia. U Hanga odnosi się wrażenie, że jest obserwatorem - który jak na człowieka wschodu i tak bardzo ogranicza swą powściągliwość- ale jednak zachowuje pewien dystans. Zaś Wesołowski tworzy dzieło bardzo emocjonalne, wchodzi wręcz w umysł swojej głównej bohaterki... Za cienką zasłoną dziewczyna w biało-czerwonej ludowej sukience tańczy do muzyki mazurka. Powstaje obraz zamglony jak ze snu, albo rozmytych wspomnień. Młody mężczyzna przygląda się jej z uwagą. Ona na koniec rzuca w jego stroną czerwoną chusteczkę... Motyw "Mazurki" to nie tylko ukłon Hanga w stosunku do Chopina - mazurki zajmowały szczególne miejsce w jego twórczości - ale i wyraźne zwrócenie uwagi na korzenie, które go ukształtowały. A chusteczka powraca na końcu spinając kompozycję. "Chopin" (Łukasz Przytarski) jawi się początkowo, jako młodzieniec wrażliwy, wyraźnie tęskniący za ojczyzną, rodziną. W jego tańcu, Polonezie As-dur op.61, wręcz widzi się polskie krajobrazy. W partii z ojcem wydaje się jeszcze samotny, zagubiony i słaby. Już za granicą spotyka kolejną miłość życia, Marię, i przeżywa uczucie silne, bardzo młodzieńcze. A gdy ich związek rozpada się na jego drodze staje George Sand i jest to już zupełnie inny związek: dojrzały, partnerski, ale też i trudny... Tę część spektaklu kończy śmierć artysty. Kompozycją Ho Sin Hanga należy się delektować. Pojawiają się w niej m.in. takie dopracowane fragmenty jak: "Samotność Chopina"(Preludium Des-dur op.28). Dźwięki - pojedyncze uderzenia w klawisze, projekcja spadających kropel deszczu po szybie a może i łez po policzkach? Samotność Fryderyka jest namacalna, wręcz przytłaczająca. Równie ciekawie rozwiązał motyw kłótni z George Sand, odbywającej się na polu szachowym czy scenę z widmami w koszmarach sennych. I takich dopracowanych niuansów jest więcej. To bardzo dobry występ solistów i całego zespołu. Łukasz Przytarski rewelacyjnie oddaje uczucia, nastroje i dojrzewanie Chopina. W roli "Marii" wystąpiła dziewczęca, subtelna Franciszka Kierc. W "George Sand" wcieliła się Sylwia Kowalska-Borowy, która świetnie oddała jej niezależność i zdecydowany charakter. Ale i w tych mniejszych kreacjach warto zwrócić uwagę na taniec Marzeny Sochy, Romana Komassy, Filipa Michalaka czy Ireneusza Stencla. Całość dopełnia świetna scenografia Izabeli Stronias. Zawdzięczamy jej kostiumy, które na miarę czasów i upodobań samego Chopina są: skrupulatnie dopracowane a jednocześnie proste i eleganckie. W samej scenografii dominuje minimalizm, prostota i wykorzystanie drobiazgów - barwy jako symbole (narodowe, ale i cierpienia), płótna podświetlane kolorami zależnymi od klimatu muzyki, cień postaci rzucony na materiał w ramie, czy bardzo pomysłowy ubiór zjaw, w ruchu potęgujący nastój napięcia, grozy i strachu. "Kobietę" u Emila Wesołowskiego zastajemy siedzącą przy stole. Jest sama, drugie krzesło pozostaje puste. Jeszcze nie słychać żadnych dźwięków a ona uderza zaciśniętymi dłońmi w stół - ból, niemoc, złość. Rozbrzmiewa muzyka, zaczyna czule głaskać blat, czuje się, że uśmiecha się do swoich myśli. Pojawia się "Mężczyzna" - kobieta wpada w euforię, przecież wiedziała, że do niej wróci?! U Beaty Gizy ("Kobieta") nawet sylwetka świadczy o katorżniczej pracy, jaką sobie narzuciła, od czasu kiedy jest w zespole Opery Bałtyckiej. Ale ten tytaniczny wysiłek przyniósł spektakularne efekty. Rozmawiać o technice czy poprawności jej tańca - w sytuacji gdy ruch wydaje się dla niej czymś naturalnym, wykonywanym jakby mimochodem - jest nie na miejscu. Artystka jest już na tym warsztatowym poziomie, że potrafi skupić całą swoją uwagę na emocjach targanych bohaterką, doprowadzających ją do obłędu i samobójstwa. Od pierwszego gestu po ostatnie agonalne drgnienia wytrzymała fizycznie i psychicznie. A prawie nie przestawała tańczyć w tej części spektaklu! Miała wsparcie w swoich partnerach: "Mężczyźnie" (Michał Łabuś), "Marzeniu"(Ireneusz Stencel) oraz wszystkich występujących, jako "Alter ego". Michał Łabuś przekonująco oddaje obojętność, chłód, oziębłość, czy agresję a Ireneusz Stencel jest jak nierealny książę z bajki: czuły, delikatny i natchniony. Izabela Stronias i w tej części przedstawienia stanęła na wysokości zadania. Rekwizyty jak stół i dwa krzesła - łączą, dzielą a czasem odgradzają lub stanowią schronienie - zamienia w końcu na monstrualnej wielkości - co świadczy o stanie kondycji psychicznej "Kobiety". Sukienki, puenty określają jej emocje w danym momencie. Ale w układzie Wesołowskiego zdarzają się chwile wytchnienia i wtedy dzięki jej scenografii czuje się swobodę przestrzeni i ma się wrażenie, że muzyka Chopina wpada przez szeroko otwarte na łąki okna... Po premierowym spektaklu chciałoby się zobaczyć wersję z drugą obsadą: Sylwią Kowalską -Borowy, Filipem Michalakiem i Radosławem Palutkiewiczem i sprawdzić, co te osobowości wniosły do sztuki. Jednym słowem "Chopinart", zagraj to jeszcze raz... BB "Chopinart" czyli balet do muzyki Chopina zobaczyć można 2 marca o godz. 19. na scenie Państwowej Opery Bałtyckiej w Gdańsku.