- Brat na pewno został pobity - mówi Andrzej Łangowski. - Dlaczego nie leczyli go w Chojnicach? - pyta. Pan Janusz ma uszkodzony pień mózgowy. - Już z tego nie wyjdzie. Gdyby pomoc była odpowiednia, dziś chodziłby po ulicy - mówi brat poszkodowanego. Pobicie, czy po prostu wypadek? Rodzina uważa, że to pierwsze. - Lekarka ze szpitala w Starogardzie napisała wprost, że brat został pobity - mówi Andrzej Łangowski i pokazuje kwit ze szpitala w Starogardzie. "Stan po pobiciu" - opisuje pacjenta lekarka. Trzeciego września po dziewiątej wieczorem pod nocny sklep przy Piłsudskiego w Chojnicach podjechało pogotowie. Ktoś zadzwonił po karetkę, bo zauważył leżącego na ulicy mężczyznę. Janusz Łangowski już nie kontaktował, krwawił z uszu. Po piwku i na grzyby Janusz Łangowski to zapalony grzybiarz. Co roku jeździł z kolegą do Męcikała. Wyjeżdżali nawet na tydzień. Chodzili na grzyby, wędkowali. - Siedzieli tam cały czas, jak były grzyby. Raz na tydzień przyjeżdżał do Chojnic się przebrać - mówi Andrzej Łangowski. Podobnie miało być i tym razem. Janusz Łangowski ze znajomym już zaplanowali wyjazd. Mieli jechać w czwartek, czwartego czerwca. Dzień wcześniej, wieczorem jeszcze coś wypili i postanowili zrobić zakupy na grzybobranie. Poszli do nocnego sklepu przy Piłsudskiego. Leżał we krwi Znajomy Łangowskiego wszedł zrobić zakupy. 54-letni chojniczanin czekał przed wyjściem. Kolega Łangowskiego opowiada, że jak wyszedł ze sklepu, to znajomy już leżał na chodniku. Nie było z nim kontaktu, krwawił z uszu i dziwnie oddychał, wręcz charczał. Kolega krzyczał do niego, żeby się ocknął, ale to nic nie dawało. Ktoś wezwał pogotowie. Całe zdarzenie w centrum miasta widziało sporo ludzi. Teraz o dziwo świadków zdarzenia brakuje. Ze szpitala do szpitala Janusz Łangowski został przewieziony do chojnickiego szpitala. - Pacjent trafił na neurologię. Zostały wykonane wszystkie niezbędne badania, w tym tomografia, która nic nie wykazała. Pacjent był u nas pod obserwacją przez dwadzieścia godzin - mówi zastępca dyrektora do spraw medycznych chojnickiego szpitala Maciej Polasik. Jak udało nam się dowiedzieć, lekarze stwierdzili u Łangowskiego padaczkę alkoholową i stan uzależnienia od alkoholu. Podjęto decyzje o przetransportowaniu chorego do szpitala psychiatrycznego w Starogardzie Gdańskim. Polasik mówi, że pacjent wyjeżdżał z Chojnic przytomny. - Nie sądzę, żebyśmy mogli nie wykryć urazu pnia mózgowego - dodaje dyrektor. Z Kocborowa do specjalistycznego Janusz Łangowski trafił do szpitala psychiatrycznego w Starogardzie. - Tam uznali, że nie ma żadnej choroby alkoholowej i przewieźli go do szpitala specjalistycznego. Leży na neurologii - mówi Andrzej Łangowski. W jakim stanie pacjent opuścił szpital psychiatryczny? - Nie mogę udzielić takiej informacji. Jedno jest pewne, my nic temu panu, co by mu zaszkodziło, nie zrobiliśmy - mówi lekarz dyżurny izby przyjęć szpitala psychiatrycznego Władysław Żakowski. W szpitalu specjalistycznym w Starogardzie u chorego lekarze orzekli uszkodzenia pnia mózgowego. Po drodze zaraził się jeszcze gronkowcem złocistym. Ma też zapalenie płuc. - Leżał przywiązany do łóżka za ręce i nogi. Zostawiony sam sobie. Dopiero ja nasmarowałem go olejkiem dla dzieci, żeby mu skóra od tych więzów tak bardzo się nie ścierała - mówi Andrzej Łangowski. W jeden dzień nie zdążyli Brat ma dostęp do dokumentacji Janusza Łangowskiego. - Wszystko ma datę trzeciego czerwca. Trzeciego był w Chojnicach, trzeciego w Kocborowie i trzeciego w Starogardzie. Jak mogli go badać dwadzieścia godzin w Chojnicach, skoro na papierach jest ta sama data? - pyta Andrzej Łangowski. Jego brat może nie przeżyć. Szukali dwa tygodnie Rodzina zresztą nie miała kontaktu z Januszem Łangowski przez dwa tygodnie. Dopiero tyle czasu po tym jak trafił do szpitala, zaczęli go szukać. Nic nie podejrzewali, bo wcześniej Łangowski potrafił zaszyć się w lesie na kilka dni. - Nie wiem, jak to wszystko mogło się stać. Nikt nie powiadomił rodziny. Szpital nie powiadomił policji. Przecież nawet nie wiedzieli, kim jest mój brat. Znali tylko nazwisko. Nie miał dowodu, nic. Pewnie go okradli - mówi Andrzej Łangowski. - Znaliśmy wszystkie potrzebne dane chorego. Policji powiadamiać nie mieliśmy obowiązku. Robimy to wtedy, kiedy podejrzewamy, że doszło do przestępstwa - mówi Maciej Polasik. Prokuratura przejmie śledztwo Brat poszkodowanego jest pewny, że Janusz Łangowski został pobity. - Widziało to dużo ludzi. Teraz nagle policja nie może znaleźć świadków - mówi. Na komendzie dowiedzieliśmy się, że sprawa nie jest prowadzona jako pobicie. Akta zostały jednak przesłane do prokuratury, żeby ta objęła sprawę swoim śledztwem. To ze względu na poważne obrażenia poszkodowanego. - Przecież lekarka ze Starogardu wprost napisała, że brat jest w stanie po pobiciu - mówi Andrzej Łangowski. - Na pewno w tej sprawie będzie powołany biegły, który orzeknie, czy doszło do pobicia - mówi oficer prasowy chojnickiej policji Renata Konopelska. Prokuratura będzie też musiała ustalić, co działo się z chorym we wszystkich trzech szpitalach, do których trafił. Michał Rytlewski